Krzysztof To Nie Imie

10 sierpnia 1936 roku. Komisarz kryminalny Gustav Dewart wysiada z pociągu na stacji kolejowej w Landeshut in Schlesien (Kamiennej Górze) z duszą na ramieniu. Zignorowanie rozkazu powrotu do macierzystej jednostki oznacza bowiem dla niego same kłopoty. Tym większe, że jego obecność w mieście jest nie na rękę kreisleiterowi Heinrichowi Kühnowi oraz komendantowi miejscowej policji
Charakter Nie mamy opisu charakteru osoby o tym imieniu. Napisz, jeśli Ty go masz! Zdrobnienia Krzyśka, Krzysia, Krzycha, Krzysiula, Krzysiulka, Krzysiunia, Krzysiuńka, Krzysztofka, Krzysztofcia, Krzynia Przysłowia i powiedzenia Nie mamy żadnych przysłów z tym imieniem. Napisz, jeśli jakieś znasz! Znaczenie imienia niosący Chrystusa Inne dane Kolorseledynowy, złot Liczba5 Znak ZodiakuWaga, Lew Kamieńtopaz, szmaragd PlanetaWenus Znani ludzie Krzysia Górniak, właśc. Krzysztofa Górniak– polska gitarzystka jazzowa, kompozytor, aranżer, producent, filozof Krzysztofa Krowiranda, redaktorka, literaturoznawca, trener warsztatu psychospołecznego Najnowsze komentarze 2015-03-18 20:31:55 Mam tak własnie na imię , kiedyś mi się nie podobało ale teraz bardzo jestem dumna :)
Tłumaczenie hasła "krzysztof" na niemiecki. christoph, Christoph, Christopher to najczęstsze tłumaczenia "krzysztof" na niemiecki. Przykładowe przetłumaczone zdanie: Krzysztof Kolumb pił niefiltrowaną wodę morską. ↔ Christoph Kolumbus trank ungefiltertes Meerwasser.
Opis, cechy charakterystyczne Krzysztof: Po grecku imię Krzysztof brzmi *christophoros*, co oznacza "niosący Chrystusa". Wydaje się, że najpierw powstało to imię, a potem do imienia dorobiono legendę o świętym Krzysztofie - tym, który niósł Dziecię Jezus na swych barkach. W opowieściach o świętych występuje wiele mitów i często silniej przemawiają one do wyobraźni niż czyny historycznych postaci zasłużonych dla Kościoła. Wszystko wskazuje na to, że św. Krzysztof nie istniał, za to legenda o nim jest do dziś żywa i niejeden kierowca przypina podobiznę Świętego w swoim samochodzie. Św. Krzysztof był podobno barbarzyńcą i dzikusem obdarzonym nadludzką siłą i wzrostem. Grecy opowiadali nawet, że był "kynocefalem", czyli... psiogłowcem, ledwie mówił; dopiero później chrzest przywrócił mu mowę i ludzki wygląd. Ów olbrzym postanowił służyć temu, kto jest najsilniejszy na świecie. Najpierw zaciągnął się do gwardii cesarskiej, potem służył... diabłu; w końcu, oświecony przez pewnego pustelnika, postanowił służyć Jezusowi. Zamieszkał nad rzeką i przenosił pielgrzymów na drugi brzeg. Kiedyś przyszło doń dziecko, a kiedy przenosił je przez wodę, objawiło, że jest Chrystusem. Św. Krzysztof został patronem mostów i brodów, przewoźników, żeglarzy i innych podróżników (a w dzisiejszych czasach - kierowców), oraz miast leżących nad rzekami. Opowieść o nim kojarzy się z magicznym urokiem, jaki zawsze w umysłach ludzi wiązał się z przekraczaniem wody, przechodzeniem "na druga stronę" - drugą stronę mostu, brodu, rzeki. Przejście przez wodę to odwieczny symbol wielkiej przemiany w życiu, podjęcia ważnych decyzji, rozpoczęcia nowego etapu w życiu, także symbol... śmierci. W każdej takiej ciężkiej próbie warto mieć przy sobie opiekuna o nadludzkiej mocy - i stąd pewnie się wzięła popularność św. Krzysztofa. Zauważmy też, że najsłynniejszy Krzysztof w historii, Krzysztof Kolumb, też zasłynął jako przewoźnik, który przeprowadził Europejczyków na drugi brzeg oceanu. Może ten z ludzi, który jako pierwszy nawiąże trwałe stosunki z kosmitami, również będzie miał na imię Krzysztof? Imię Krzysztof jest od lat niezmiennie bardzo popularne. Jakie więc "moce" kryją się w tym imieniu? Legendy i mity działają na ludzi również podświadomie. Jeżeli rodzice nadają synowi imię Krzysztof, to tak, jakby mu życzyli, aby "sięgał dalej", "na drugą stronę rzeki" i aby dał sobie radę we wszelkich trudnych przejściach. Nic więc dziwnego, że Krzysztofowie wyrastają na ludzi dzielnych i zaradnych. Liczba imienia wynosi pięć, a jest to liczba ludzi czynu, pewnych siebie indywidualistów, poszukiwaczy przygód i ryzykantów. Krzysztof to ktoś, kto stanąwszy nad rzeką musi sam sprawdzić, co jest po jej drugiej stronie. Krzysztofów pociąga to, co nieznane. Są ciekawi świata, dużo wędrują, potrzebują w życiu ciągłych zmian. Jest wśród nich wielu podróżników i odkrywców nowych szlaków, wielu wynalazców i nowatorów. Są wrogami zastoju, barier i zakazów. To, co niedostępne, pociąga ich najbardziej. Przy tym nie są sztywni w swoich planach. Łatwo zmieniają decyzje i porzucają swoje wcześniejsze zamiary, jeżeli coś "nie wypali". Wiele rzeczy w życiu robią "na próbę" i w wielu miejscach przebywają tylko tymczasowo, jakby tam wpadli tylko na chwilę. Bywa, że i we własnym domu są gośćmi! Zwykle interesuje ich parę rzeczy naraz i usiłują w życiu robić karierę w kilku konkurencjach. Są zwolennikami nowości i postępu. Ludzie o bardziej statecznym usposobieniu mogą im zarzucać nieporządek i nadmiar improwizacji. Krzysztofowie lepiej się sprawdzają tam, gdzie chodzi o pomysły, popisy i wyczyny, a już gorzej tam, gdzie sukces zależy od systematycznego wysiłku. Bardzo im pomaga też to, że łatwo sobie zdobywają sympatię i przyjaźń ludzi. Tak się bowiem składa, że inni Krzysztofom chętnie ufają. Imię Krzysztof zapowiada charakter, który w zodiaku mają osoby spod znaku Wodnika, toteż dla nich jest najbardziej odpowiednie. Dobrze też służy wszechstronnym Bliźniakom i przenikliwym Skorpionom. Również Strzelce i Lwy mogą liczyć na to, że imię to doda im sił. Barany, istoty raczej mało skomplikowane, mogą nie wykorzystać wszystkich szans, jakie niesie to imię. Byk, Panna i Koziorożec raczej zasługuje na imię o spokojniejszym charakterze, dla Ryb i Raków zaś imię to może stać się źródłem pewnych niepokojów. Krzysztof ? Waga będzie po prostu wolnym duchem.
EmpikPlace (Marketplace) Książka Cisza. Imię Pani. Tom 3 autorstwa Koziołek Krzysztof, dostępna w Sklepie EMPIK.COM w cenie 30,80 zł. Przeczytaj recenzję Cisza. Imię Pani.

Poznaj znaczenie imienia Krzysztof. Co znaczy Krzysztof? Jak imię to brzmi w innych językach? Kiedy Krzysztof obchodzi imieniny. Skorzystaj z naszego imiennika. Droga imienia Krzysztof do dzisiejszej formy była długa. Ustaliła się na podstawie przekształceń z języka niemieckiego i następnie – francuskiego. Krzysztof: znaczenie imienia Imię Krzysztof po raz pierwszy pojawiło się w języku greckim. Pochodzi od słowa „Christophoros” i oznacza „niosącego Chrystusa”, „tego, który nosi Chrystusa w sobie”. Krzysztof: imieniny Krzysztof obchodzi imieniny: Krzysztof: charakterystyka osoby Krzysztof zmiennym jest. To prawdziwy wulkan energii, który bez problemu potrafi uzbierać wokół siebie wielu znajomych. Czuje się wśród nich jak ryba w wodzie. Ten dobry obserwator ma również talent do parodiowania innych osób: ich sposobu mówienia, chodzenia, gestykulacji. Za to jest uwielbiany. Z drugiej strony, Krzysztof wyprowadza przyjaciół z równowagi swoją nerwowością. Nawet mały problem wywołuje u niego duże wybuchy gniewu, często też krzyczy i mówi rzeczy, których później żałuje. Ta osobowość nie usiedzi długo w jednym miejscu, do szczęścia są mu potrzebne ciągłe zmiany. Jego żona może się spodziewać, że w dobre dni będzie ją traktował jak królową, jednak musi też być przygotowana na jego gorsze chwile i zachowania, które mogą ją zranić. Krzysztof to czuły i troskliwy ojciec, mający do dzieci dużo cierpliwości. Sam jako dziecko dużo jej wymagał, ponieważ już wtedy lubił dokazywać. Krzysztof: zdrobnienia imienia Najpopularniejsze zdrobnienia tego imienia to: Krzysiek, Krzyś, Krzychu, Krzysio, Krzych. Odmiana imienia Krzysztof Odmiana w języku polskim: w dopełniaczu – Krzysztofa, w celowniku – Krzysztofowi, w miejscowniku – Krzysztofie. Preferowane zawody dla osób o imieniu Krzysztof Kierowca, pracownik działu sprzedaży, PR-owiec. Sławne osoby o imieniu Krzysztof Św. Krzysztof – święty Kościoła katolickiego i prawosławnego Christopher Marlowe – angielski pisarz Krzysztof Borek – kompozytor, nadworny muzyk królowej Bony Krzysztof Kolumb – europejski żeglarz i podróżnik Krzysztof Kamil Baczyński – polski poeta Krzysztof Kieślowski – polski reżyser Krzysztof Komeda – polski muzyk jazzowy Krzysztof Zanussi- polski reżyser Krzysztof Cugowski – polski wokalista Krzysztof Ibisz – polski prezenter telewizyjny Chris Rock – amerykański komik Krzysztof Hołowczyc – polski kierowca rajdowy SPRAWDŹ! Horoskop urodzeniowy - wybierz datę swoich urodzinImię Krzysztof w innych językachJęzyk angielski - ChristopherJęzyk niemiecki - ChristophJęzyk francuski - ChristopheJęzyk włoski - CristoforoJęzyk hiszpański - CristóbalJęzyk portugalski - ChristóvãoJęzyk fiński - RistoJęzyk rosyjski - Христофор, КристоферJęzyk ukraiński - Христофор Inne imiona męskie na literę K

Imię Pani. Tom 1 - Koziołek Krzysztof, w empik.com: 24,90 zł. Nie zdaje sobie przy tym sprawy, że wkrótce przyjdzie mu zmierzyć się nie tylko z tajemniczym
Cechy osoby noszącej imię Krzysztof Płeć: Imię męskie Pochodzenie: greckie Znaczenie: niosący Chrystusa Główne cechy: wierność, aktywność Predyspozycje zawodowe: podróżnik, tłumacz, dziennikarz Szczęśliwa liczba: 4 Szczęśliwy kolor: szary Krzysztof jest zmienny, o nierównym charakterze. Raz jest spokojny, raz nieznośny. Lubi podróże. Ma różne towarzystwa, przyjaciół. Jest mężczyzna o dużej inteligencji, błyskotliwym i często potrafi potrafi wybuchnąć, gdy słuchacz nie nadąża. W życiu zawodowym popada raz w lenistwo, to znów w pracoholizm. Poza tym lubi imprezowe życie z dobrym trunkiem i jedzeniem. Znani imiennicy: Krzysztof Krawczyk – piosenkarz, Krzysztof Kowalewski – aktor, Krzysztof Cugowski – piosenkarz, Krzysztof Komeda – muzyk jazzowy
Imieniny Krzysztofa to okazja do przesłania życzeń znajomemu Krzyśkowi. Warto pamiętać, że imię to ma bardzo szczególne znaczenie - "ten, który nosił Chrystusa".
Znaczenie imienia KrzysztofNajbardziej charakterystyczną cechą człowieka noszącego to imię jest jego zmienność. Powoduje ona, że trudno przewidzieć jego nastrój i nawet osoby, które są z nim najbliżej, mają z tym spory problem. Ma bardzo zmienne humory i nigdy nie wiadomo, na jaki się natrafi, dlatego trzeba z nim dość ostrożnie postępować i najlepiej jest na początku sprawdzić, czy jest zły, czy zadowolony, bo od tego przede wszystkim zależy, czy będzie można się z nim dogadać. Jest także dość nerwowy i łatwo wpada w gniew, lecz nie warto przywiązywać do tego uwagi, gdyż przeważnie nie myśli naprawdę tego, co mówi w i wesołyJest człowiekiem ogromnie towarzyskim i lubianym wśród znajomych. Nigdy nie zdarza się, by czuł się samotny, ponieważ stale jest otoczony ludźmi i często podejmuje z nimi rozmaite podróże, gdyż lubi zwiedzać świat. Zna się na ludziach dzięki swojej przenikliwości, a także dzięki temu, że uważnie ich obserwuje i często studiuje ludzkie charaktery dla czystej rozrywki, zdobywając tym wiedzę o naturze człowieka, którą potem potrafi doskonale wykorzystać, zresztą jak każdą posiadaną informację. Wyróżnia się także swoją wielką pracowitością – zawsze na czas wywiązuje się ze wszystkich swoich obowiązków, a co więcej, robi wszystko perfekcyjnie. Nie pozwala sobie na połowiczne wykonywanie przynależnych do niego czynności i nie trzeba mu niczego dwa razy powtarzać ani też prosić go, by zechciał coś zrobić, gdyż chętnie nie tylko wykonuje swoją pracę, ale też wyręcza innych ilekroć zachodzi tego postawić na swoimGdy Krzysztof postawi przed sobą jakiś cel, zmierza do niego nie tylko bardzo wytrwale, ale też nie zwraca najmniejszej uwagi na piętrzące się przed nim trudności. Nie obchodzi go, czy ludziom podoba się to, co robi, on bowiem nigdy nie dopuszcza do siebie wątpliwości i zawsze jest w pełni przekonany o słuszności swojego działania. Jest stały i stabilny, można na nim polegać i łatwo panuje nad swoimi emocjami. Nawet jeśli w jego wnętrzu rozgrywa się prawdziwa burza, stara się tego po sobie nie pokazywać, lecz w każdej sytuacji zachowuje pokerową twarz. To jego opanowanie jest godne podziwu, podobnie jak nieprzeciętna inteligencja, którą potrafi doskonale spożytkować. Praktycyzm to jego kolejna wielka zaleta, która oddaje mu duże zasługi w życiu i nie mniej niż jemu samemu, przydaje się także jego bliskim, którzy zawsze mogą na niego liczyć. Rodzina jest dla niego ogromnie ważna – chce ją szybko założyć i dąży do tego, zaś potem idealnie wywiązuje się ze swych obowiązków względem żony i dzieci. Jego uczucia są wielkie i niezmienne, więc można być pewnym jego wierności i jego żona nigdy nie musi podawać jej w wątpliwość. Jego bliscy są dla niego bardzo ważni i mocno martwi się o ich los, a także jest gotów do największych poświęceń na ich rzecz. Bywa również ogromnie zazdrosny, ale akurat z tą cechą woli się nie ujawniać, bo jest to poniżej jego Krzysztofgłówne cechy: wola, zmysłowość, zdrowie, uczuciowośćroślina: kasztanowiecszczęśliwy kolor: brązowyznak zodiaku: wodnik, baranszczęśliwy kamień: jaspispochodzenie: greckieszczęśliwa liczba: 4osobowość: ten, co niesie życieznaczenie: „ten, który niesie chrystusa”zwierzę: łośplaneta: merkuryKrzysztof imieniny2 marca, 5 marca, 15 marca, 14 kwietnia, 21 maja, 25 lipca, 20 sierpnia, 23 września, 31 październikKrzysztof zdrobnieniaKrzysiuno, Krzychol, Kysiek, Kylu, Kylo, Krzysztoff, Krzysztofer, Krzysieńko, Kristoper, Kszusiek, Krzysiu, Krynek, Krzysiunia, Krzysioza, Krisu, Krzesinek, Krzysztoferasek, Krzyniu, Krzysiuś, Krzyla, Ksio, Krzychora, Kristoforos, Krzyś, Kszyhu, Krzysiowaty, Ksiek, Krzysia, Krzysiulaczuś, Krystek, Ksysiu, Krzynku, Krzysztoferek, Kyjsiu, Krzysztofeles, Kysio, Ksysio, Księciunio, Krzynia, Krzychurek, Krzysiek, Kryśka, Krzycho, Kshishu, Krzychu, Krisza, Krzysztofina, Krzysztofur, Kszyszunia, Krzycholec, Krzychna, Kryniu, Krzyśko, Krzysiulek, Krisztof, Kristos, Kyniu, Krzysio, Kristoff, Krzysław, Kszysztofer, Krzynio, Krychu, Krys, Krzysztofek, Krzysinek, Krzysztofik, Krzysiuniu, Krzysiaczek, Krzyku, Krysio, Kynek, Ksynio, Krzychula, KrzychasZnane osoby o imieniu KrzysztofKrzysztof Klenczon – muzyk big-bitowyKrzysztof Kiersznowski – polski aktorChristopher Judge – aktorKrzysztof Janik – polski politykKrzysztof Hołowczyc – kierowca rajdowyKrzysztof Kowalewski – aktorKrzysztof Janczar – polski aktorKrzysztof Ignaczak – siatkarzKrzysztof Chamiec – aktorKrzysztof Kozłowski – filozof, politykKrzysztof Krawczyk – piosenkarz, kompozytorKrzysztof Jurgiel – polski politykKrzysztof Aleksander Janczak – polski kompozytorKrzysztof Krauze – polski reżyserKrzysztof Cugowski – polski wokalista rockowyKrzysztof Kasprzak – polski żużlowiecKrzysztof Ibisz – prezenter telewizyjny i dziennikarzKrzysztof Kieślowski – polski reżyser filmowyKrzysztof Kiljański – polski piosenkarzChris Brown – amerykański lekkoatletaKrzysztof Kąkolewski – prozaikRisto Jussilainen – fiński skoczek narciarskiKrzysztof w językach obcychKryštof (czes., słowac.)Christophe (fr.)Hristofor (ros.)Christoph, Christof, Kristoff, Christoffer (niem.)Kristof, Hristo, Kristofer, Krsta, Krištof ( Cristoval (hiszp.)Christophorus (łac.)Christopher (ang.)Cristoforo (wł.)Kristupas, Kristoforas, Krištupas, Krisèius (litew.)Kristóf (węg.) Related Posts
Archetypem imienia stał się św. Krzysztof. W Polsce imię to nadawane było od XIV wieku, początkowo wyłącznie wśród arystokracji. W Polsce imię pojawiło się wraz z wiarą chrześcijańską. Krzysztof imieniny obchodzi: 2 marca, 5 marca, 15 marca, 14 kwietnia, 21 maja, 25 lipca, 20 sierpnia, 23 września i 31 października. Jest bardzo ciekawy życia. Pasjonuje go wszystko, co z nim związane. Pragnie poznać i zrozumieć świat. Jest bardzo aktywny, toteż trzeba by miał możność samorealizacji. Otwarty na świat, ale jednocześnie zdolny do refleksji, gdy trzeba. Nie ulega wpływom. Groźbami nie zmusi się go do działania, trzeba go jedynie umiejętnie zachęcić. Dzieli się chętnie z otoczeniem swoimi odczuciami. Pragnienie być pierwszym, wymaga publiczności i nieraz załamuje się, gdy jej zabraknie. Na co dzień jest miły i dość łatwo daje posłuch racjonalnym argumentom. Nie upiera się dla samej tylko zasady. Niekiedy bywa agresywny. Nie lubi zmieniać raz wybranego zawodu. Jeżeli zachodzi taka konieczność, przeżywa ten fakt bardziej niż inni. Z dużym trudem przychodzi mu obiektywizm. Pomimo to jest raczej altruistą. Doskonała pamięć pozwala mu bezbłędnie wszystko notować i klasyfikować. Nie jest przekorny i dość łatwo daje się przekonać. Osiąga sukces dzięki pracy i szczęściu. Wielką wagę ma dla niego problem wyboru zawodu, powinien być trafny, gdyż inaczej ma trudności z przestawieniem się na inne tory. Bardzo przeżywa niepowodzenia. Nie należy pozwalać mu na rozpamiętywanie porażki, lecz podsunąć nowy sposób spojrzenia na to, do czego dąży. Posiada zdolność panowania nad sobą i poczucie obowiązku, a także zmysł rodzinny. Świetnie potrafi dobierać przyjaciół i pozostaje im wierny. Jest obdarzony dużą intuicją i zadziwiającym węchem, a także wyczuciem psychologicznym. Bądźcie z nim szczerzy! Ma jednak co innego do roboty niż tracenie czasu na rozmowy. Miłość i nienawiść długo się w nim rodzą, ale zawsze są trwałe. Jest zazdrosny. Zmysłowość przez całe życie sprawia mu kłopoty, gotowy jest walczyć na śmierć i życie o swą dominację seksualną. Wcześnie dojrzewa. Uczucia opiekuńcze rozwijają się u niego równolegle do pragnienia agresji. W sferze uczuciowej próbuje dominować nad partnerką. Potrzebuje zrozumienia i miłości, nawet jeśli sprawia wrażenie nieprzystępnego. Jest doskonałym ojcem, stanowczym i czułym. Na ogół dopisuje mu w życiu szczęście, co dodatkowo nastraja go optymistycznie. To podróżnik. Przemierza świat, aby chwycić sens istnienia, zrozumieć życie. Niech nikogo nie dziwią pytania, zadawane przez niego wszystkiemu, co żyje. Chce zrozumieć – po to żyje. Pochodzenie: imię pochodzenia greckiego oznaczające „tego, który niesie Chrystusa” lub też „noszący w sobie Chrystusa”. We wczesnych czasach chrześcijaństwa na terytoriach Grecji oznaczało człowieka nawróconego, gorliwie wyznającego chrześcijaństwo. Archetypem imienia stał się św. Krzysztof. W Polsce imię to zagościło już w XIV wieku. Początkowo nadawane było wśród arystokracji, później wśród uboższej szlachty, a od XIX wieku stało się bardzo popularne wśród wszystkich stanów i warstw społecznych. Obecnie bardzo modne. Zwierzę: łoś Kolor: niebieski Owoc: cytryna Znane osoby: Krzysztof Kamil Baczyński – poeta; Krzysztof Boruń – pisarz sci-fi; Krzysztof Baranowski – żeglarz; Krzysztof Cugowski – wokalista rockowy „Budka Suflera”; Krzysztof Daukszewicz – satyryk; Krzysztof Hołowczyc – kierowca rajdowy; Krzysztof Ibisz – prezenter telewizyjny i dziennikarz; Krzysztof Kieślowski – reżyser filmowy; Krzysztof Klenczon – muzyk, piosenkarz „Czerwone Gitary”; Krzysztof Kolberger – aktor; Krzysztof Komeda – muzyk jazzowy; Krzysztof Kolumb – żeglarz, odkrywca Ameryki; Krzysztof Krawczyk – piosenkarz „Trubadurzy”,kompozytor; Krzysztof Penderecki – kompozytor muzyki poważnej; Krzysztof Teodor Toeplitz – dziennikarz; Krzysztof Zanussi – reżyser; Christopher Lambert – aktor angielski Roślina: kasztanowiec Kamień: cyrkon Liczba: 1, 4 Autor: Świętokrzyska czarownica Autorka horoskopu dziennego oraz miesięcznego horoskopu księżycowego. Specjalizuje się w astrologii, a także w tworzeniu prognoz lunarnych i kalendarzy księżycowych. Prowadzi bloga

Niemcy nie nadają się na przywódcę Europy – mówi dr Krzysztof Rak. Krzysztof Rak, historyk, publicysta i autor książek, był gościem Piotra Zychowicza na kanale "Historia realna".

PochodzenieImię to pojawiło się w naszym języku jako łacińskie zapożyczenie imienia Christophorus, choć pochodzi z greki i oznacza „niosący Chrystusa” lub „wyznający Chrystusa”. Te sformułowania należy rozumieć zarówno dosłownie, jako osobę niosącą Jezusa fizycznie lub w sensie metaforycznym, jako człowieka przekazującego jego nauki. W dokumentach z okresu średniowiecza, imię Krzysztof pojawia się pod różnymi postaciami, w tym: Christophorus (1228), Cristopherus (1403), Krzysztopor (1436). W starych zapiskach można też doszukać się zdrobnień, takich jak Krzystek/Krystek, Krzystko/Krystko, Krzystel/Krystel czy Krystak. W Polsce imię początkowo nadawała głównie arystokracja i uboższa szlachta, dopiero około XIX wieku stało się ono popularne wśród wszystkich warstw społecznych. Od tego imienia pochodzą następujące nazwiska: Krysztof, Krysztofiak, Krzyszkowski, Krzysztofowicz, Krzysztof Człowiek, który jest dziś patronem kierowców urodził się w miejscowości Samon w Licji pod koniec II wieku. Rodzice nadali mu imię Reprobus, co po grecku oznacza osobę odrażającą. Wyróżniała go przede wszystkim ogromna siła i wzrost. Gdy dorósł obrał sobie za cel pracę dla najsilniejszego człowieka na świecie. Początkowo uważał za takiego władcę swojej krainy, jednak ten bał się szatana. Reprobus zmienił więc służbę, ale dowiedział się, że diabeł boi się z kolei Chrystusa. Zainteresował się nim, jego naukami,a przydrożny pustelnik doradził mu, że jeśli chce się zrehabilitować powinien pomagać zwyczajnym ludziom. Dobre uczynki polegały przede wszystkim na transportowaniu pielgrzymów przez rzekę Jordan. Pewnego dnia, gdy przenosił na swoich ramionach dziecko, poczuł jego ogromny ciężar. Dziecko przemówiło do niego, że jest on tym, który dźwiga na swych barkach cały świat. Wtedy też Reprobus został ochrzczony przez Chrystusa i otrzymał imię Krzysztof. Do dziś przedstawiany jest na wizerunkach ikonograficznych z dzieciątkiem Jezus na barkach. Podczas owego zdarzenia Chrystus przepowiedział mu również męczeńską śmierć, która nastąpiła około 250 roku, za panowania Trajana Decjusza. Kult Krzysztofa rozwinął się z końcem V wieku. Jest patronem kierowców, przewodników, podróżników, tragarzy, turystów, pielgrzymów, mostów, miast położonych nad rzekami oraz miasta Wilna. Św. Krzysztof wchodzi w poczet Czternastu Świętych Wspomożycieli, do których Kościół katolicki zaliczył go za skuteczne wstawiennictwo u Boga, zwłaszcza w przypadku chorób. Warto wspomnieć o tym, że dzień św. Krzysztofa (25 lipca) jest dość hucznie obchodzony w Polsce. W niektórych parafiach odbywa się poświęcenie pojazdów, celebrowany jest też Dzień Bezpiecznego się, że mężczyzna o imieniu Krzysztof, niczym słynny Kolumb, ma żyłkę odkrywcy, poszukiwacza przygód i podróżnika. Lubi poznawać nowe miejsca i nawiązywać znajomości, a nuda to jego największy wróg. Zmiany, innowacje, wynalazki – to działa na niego bardzo pozytywnie. Interesuje się wszystkimi nowościami, nieważne czy chodzi o model smartfona, gatunek muzyczny, premierę filmową czy prezentacje samochodu. Krzysiek wyznaje też zasadę, żeby codziennie zrobić coś pierwszy raz, przeżyć nowe doświadczenia. Unika schematów i rutyny. Co ciekawe, od powyższej charakterystyki odbiega jego życie zawodowe. Krzysztof bowiem dąży do celu jedną, obraną zawczasu drogą, często przywiązuje się do jednego pracodawcy/firmy. Jeśli znajdzie posadę, która go zadowala finansowo i daje radość, nie będzie dalej szukał. Stabilność to w tym przypadku kluczowa sprawa. Jest z tego powodu lojalnym pracownikiem, który nie ucieknie przy pierwszej lepszej okazji do konkurencji. Słowo honoru ma dla niego duże znaczenie, większe nawet niż umowa pisemna. To oczywiście nie jedyne jego zalety zawodowe. Jest dokładny i kreatywny, potrafi rozwiązywać zawiłe problemy. Działa w myśl powiedzenia Alberta Einsteina „Szaleństwem jest postępować ciągle tak samo i spodziewać się innych rezultatów”. W końcu więc rozgryzie każdy dylemat. Jak na patrona kierowców przystało, Krzysiek lubi jazdę samochodem. Warto jednak docenić jego zachowanie za kółkiem - jeździ bezpiecznie, jest opanowany, nie stanowi zagrożenia dla innych. Nie rzadko zresztą swoją karierę zawodową wiąże z autami – np. jako zawodowy kierowca, mechanik albo przedstawiciel handlowy. W imiennikach poświęconych bohaterowi tego tekstu, znajdziemy potwierdzenie powyższego opisu. Jego zainteresowania to podróże, kulinaria, żeglarstwo, motoryzacja, film. Krzysiek trzyma rękę na pulsie, wie co się dzieje w polityce, gospodarce, kulturze czy sporcie. Regularnie ogląda dzienniki telewizyjne, czyta prasę i książki. Dzięki temu łatwo z nim nawiązać rozmowę, gdyż tematów na pewno nie zabraknie. Co więcej, gdy wczuje się w dyskusję to trudno komukolwiek dojść do słowa. Trzeba jednak przyznać, że przyjemnie się go słucha, gdyż potrafi w żartobliwy sposób przedstawić każdą sytuację. Krzysztof jest na ogół miłym i sympatycznym człowiekiem, ale co jakiś czas zdarza mu się stracić równowagę. Nienawidzi złośliwych ludzi, kłamców oraz egoistów. Wyczuwa ich na kilometr, i co najmniej o tyle stara się być od nich oddalony. Gdy są w pobliżu staje się drażliwy, łatwo go wtedy sprowokować. W miłości lubi dominować nad partnerką, bywa zazdrosny bez powodu. Jest jednak stały w uczuciach, wierny, a przede wszystkim romantyczny. Swoją kobietę zabiera do przytulnej restauracji, regularnie kupuje kwiaty, prawi komplementy. Wybranka może też liczyć, że będzie dobrym mężem i ojcem, który wychowa dzieci na porządnych i nowoczesnych ludzi. Robi to jednak w tradycyjnym stylu – otacza opieką, ale wymaga dyscypliny, szacunku do starszych osób, pieniędzy (ile by ich nie miał), rodziny, środowiska. Nie traktuje ich jak złotych ptaków w klatce – pozwala poznawać świat na własnej skórze, popełniać błędy. Zawsze jest jednak w pobliżu, by nie były one zbyt duże. Krzysiek to człowiek, który cieszy się każdą chwilą, jest optymistą i rzadko kiedy załamuje ręce. Trzeba tylko wiedzieć, że potrzebuje wsparcia od bliskich. Bez tego nawet przygody w stylu Kolumba go nie cieszą. Otrzymane wyniki spełniają rolę jedynie informacyjną i nie gwarantujemy 100% dokładności. Niemniej zapewniamy, że dołożyliśmy wielu starań aby te wyniki były rzetelne i zgodne ze stanem faktycznym. Opracowanie własne na podstawie powszechnie dostępnych danych. Powielanie danych wyłącznie po uzyskaniu zgody i podaniu klikalnego źródła niniejszego opracowania. 0:00 JKD wyjaśnia swoje imię0:55 Podsumowanie turnieju w Oslo2:10 Przygotowania do Turnieju Kandydatów16:15 Kogo Duda się obawia w TK?18:30 Czy Carlsen rzecz Home Książki Kryminał, sensacja, thriller Imię Pani. Misja Lipiec 1936 roku. Na Górze Wisielców w Liebau in Schlesien (Lubawce) zostają znalezione zwłoki Alfonsa Dermutha, miejscowego przedsiębiorcy należącego do śmietanki towarzyskiej. Szef powiatowej żandarmerii Felix Walsleben nie wierzy w oficjalną wersję o samobójstwie forsowaną przez policję kryminalną. Nie mogąc tego udowodnić, ściąga do pomocy komisarza kryminalnego Gustava Dewarta. Dewart ma w pamięci niedawny pobyt w pobliskim opactwie w Grüssau (Krzeszowie), mimo to chętnie wraca w te strony. Zdaje sobie przy tym sprawę, że zamiast tak potrzebnego odpoczynku, czeka go znów ciężka i niebezpieczna misja. Zaraz na początku śledztwa okazuje się, że Dermuth nie zawsze miał szczęście do interesów, za to zdążył narobić sobie wrogów. Jednak ani Dewart, ani Walsleben nie przeczuwają wtedy jeszcze, jak potężną lawinę wydarzeń wywołają, gdy wkrótce potem wpadną na pewien trop. Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni. Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie: • online • przelewem • kartą płatniczą • Blikiem • podczas odbioru W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę. papierowe ebook audiobook wszystkie formaty Sortuj: Książki autora Podobne książki Oceny Średnia ocen 7,0 / 10 11 ocen Twoja ocena 0 / 10 Cytaty Towarzyszem partyjnym czy policjantem się bywa, a człowiekiem się jest. Kiedy wykonuję swoje obowiązki, oprócz kodeksów prawnych przyświeca mi jeszcze jeden cel. (...) Wie pan, jaki to cel? - mówił Dewart cicho. - Żeby porządni ludzie nigdy nie zobaczyli we mnie świni. Towarzyszem partyjnym czy policjantem się bywa, a człowiekiem się jest. Kiedy wykonuję swoje obowiązki, oprócz kodeksów prawnych przyświeca... Rozwiń Krzysztof Koziołek Imię Pani. Misja Zobacz więcej dodaj nowy cytat Więcej Powiązane treści „Dobry wieczór państwu, ja mam na imię Krzysztof, jestem alkoholikiem” – tak Krzysztof Dowgird zaczynał swoje radiowe audycje. - Ja nie mam wątpliwości – jestem alkoholikiem. Trzeźwym. Od niemal 26 lat.
Krzysztof to osoba o zmiennym charakterze, raz jest spokojny, wesoły, z kolei innym razem wybuchowy i nerwowy. Lubi towarzystwo, przyjaciół i podróże. Pracowity, wytrwały, uparcie dąży do wyznaczonego przez siebie celu. Jest dobrym mężem, poprawnym ojcem i świetnym kochankiem. Uwielbia piękne kobiety. Krzysztof to człowiek niezależny, kochający naturę i przyrodę. Imieniny Krzysztofa 2 marca, 5 marca, 15 marca, 14 kwietnia, 21 maja, 25 lipca, 20 sierpnia, 23 września i 31 października Patroni i święci św. Krzysztof, męczennik św. Krzysztof, kapłan Zdrobnienia imienia Krzysztof Bisiu, Chris, Chriso, Christoph, Cristobal, Cynio, Cysiu, Cyś, Czycio, Enka, Isiu, Kcynio, Kej, Kichu, Kikuś, Kiniek, Kinio, Kirek, Kirysek, Kisiel, Kisio, Kisiu, Kiszka, Kiś, Krajstof, Kris, Krisek, Kristo, Kristof, Kristofer, Kristoferek, Kristoferson, Kristoff, Kristoforos, Kristoper, Kristos, Krisu, Krisza, Krisztof, Krychu, Krynek, Kryniu, Krys, Krysio, Krystek, Kryśka, Krzesinek, Krzychas, Krzychna, Krzycho, Krzychol, Krzycholec, Krzychora, Krzychu, Krzychula, Krzychurek, Krzyku, Krzyla, Krzynia, Krzynio, Krzyniu, Krzynku, Krzysia, Krzysiaczek, Krzysiek, Krzysieńko, Krzysinek, Krzysio, Krzysiowaty, Krzysioza, Krzysiu, Krzysiulaczuś, Krzysiulek, Krzysiunia, Krzysiuniu, Krzysiuno, Krzysiuś, Krzysztofek, Krzysztofeles, Krzysztofer, Krzysztoferasek, Krzysztoferek, Krzysztoff, Krzysztofik, Krzysztofina, Krzysztofur, Krzysław, Krzyś, Krzyśko, Kshishu, Ksiek, Ksio, Księciunio, Ksynio, Ksysio, Ksysiu, Kszusiek, Kszyhu, Kszysztofer, Kszyszunia, Kyjsiu, Kylo, Kylu, Kynek, Kyniu, Kysiek, Kysio, Kyś, Rzyś, Siesiu, Sisiol, Sisioł, Skrzynio, Sysiek, Sysio, Syś, Sztof, Sztofik, Szysiu, Szyszu, Szyszunia, Toffi, Tofik, Tysiek, Xyniu, Xysio, Xysiu, Ysio, Zyzio, Zyś Krzysztof pochodzenie: greckie znaczenie: „ten, który niesie Chrystusa” osobowość: Ten, co niesie życie główne cechy: wola, zmysłowość, zdrowie, uczuciowość znak zodiaku: Wodnik, Baran planeta: Merkury roślina: kasztanowiec zwierzę: łoś Szczęśliwa liczba: 4 Szczęśliwy kamień: jaspis Szczęśliwy kolor: brązowy Znane osoby o imieniu Krzysztof Krzysztof Antkowiak – piosenkarz Krzysztof Arciszewski – generał, odkrywca, żeglarz Krzysztof Baculewski – muzykolog i kompozytor Krzysztof Kamil Baczyński – poeta Krzysztof Banaszyk – polski aktor Krzysztof Baranowski – żeglarz Krzysztof Bartoszewicz – polski aktor Krzysztof Borek – kompozytor, ksiądz Krzysztof Boruń – polski pisarz sci-fi Chris Botti – amerykański trębacz smooth jazzowy. Chris Brown – amerykański lekkoatleta Krzysztof Chamiec – aktor Krzysztof Cugowski – polski wokalista rockowy Krzysztof Hołowczyc – kierowca rajdowy Krzysztof Ibisz – prezenter telewizyjny i dziennikarz Krzysztof Ignaczak – siatkarz Krzysztof Janczar – polski aktor Krzysztof Aleksander Janczak – polski kompozytor Krzysztof Janik – polski polityk Christopher Judge – aktor Krzysztof Jurgiel – polski polityk Risto Jussilainen – fiński skoczek narciarski Krzysztof Kasprzak – polski żużlowiec Krzysztof Kąkolewski – prozaik Krzysztof Kiersznowski – polski aktor Krzysztof Kieślowski – polski reżyser filmowy Krzysztof Kiljański – polski piosenkarz Krzysztof Klenczon – muzyk big-bitowy Krzysztof Kowalewski – aktor Krzysztof Kozłowski – filozof, polityk Krzysztof Krauze – polski reżyser Krzysztof Krawczyk – piosenkarz, kompozytor Krzysztof Panas – lekarz, polityk Krzysztof Penderecki – polski kompozytor muzyki poważnej Krzysztof Piasecki – satyryk Krzysztof Pieczyński – polski aktor Christopher Reeve – aktor amerykański Krzysztof Respondek – aktor, kabareciarz Chris Rock – aktor amerykański Krzysztof Rutkowski – polski poseł i detektyw ciężarowiec – medalista olimpijski Krzysztof Skiba – lider zespołu Big Cyc Krzysztof Tyniec – polski aktor Krzysztof Warzycha – polski piłkarz Krzysztof Włodarczyk – polski bokser Krzysztof Zalewski – muzyk Krzysztof Zanussi – reżyser Imię Krzysztof w innych językach Christophorus (łac.) Christopher (ang.) Christoph, Christof, Kristoff, Christoffer (niem.) Christophe (fr.) Cristobal, Cristoval (hiszp.) Cristoforo (wł.) Hristofor (ros.) Kryštof (czes., słowac.) Kristof, Hristo, Kristofer, Krsta, Krištof ( Kristupas, Kristoforas, Krištupas, Krisèius (litew.) Kristóf (węg.) Nazwiska pochodzące od imienia Krzysztof: Krysztof, Krysztofek, Krysztofiak, Krysztoforski, Krysztofowicz, Krysztoszek, Kryszyłowicz, Krzyszkowski, Krzystkiewicz, Krzystofiak, Krzysztofik, Krzysztofowicz, Krzysztoń, Krzyżankiewicz, Krzyżanowski. Historia imienia Krzysztof Wywodzi się z języka greckiego. Greckie Christophóros to użyty w charakterze imienia własnego przymiotnik christophóros, spotykany w dwóch znaczeniach: 1) „przynoszący, rodzący Chrystusa” (jako przydawka do Betlejem), oraz 2) „noszący (w sobie), wyznający Chrystusa”. Do Polski imię to przyszło wraz z chrześcijaństwem i przybrało w średniowieczu mnóstwo postaci, mieszając się niekiedy z innymi. Dla wielu języków europejskich, w tym także dla polskiego, źródłem była łacińska forma Christophorus (czasem też Chritopherus), przyjęta oczywiście z greki. Ta forma łacińska dała staropolskie imię Krzysztopor, pierwotnie na gruncie polskim zachował się związek z imieniem Chrystus, gdyż to ostatnie brzmiało Kryst, Krzyst i Krzyszt. Od formy pełnej tworzono liczne zdrobnienia: Krzystek, Krzystan, Krzysztan, Krzyszek, Krzysztak, Krzystak, które ze swej strony mieszały się ze zdrobnieniami od rodzimych imion Krzysław i Krzesław. Dalsze zmieszanie było wywołane przez pojawienie się u nas łacińskiego imienia Christinus, które w zasadzie brzmiało po polsku Krzysztyjan, Krystyjan. Forma Krzysztof ustaliła się w Polsce zapewne pod wpływem niemieckim, por. Kristof Fogel z 1402 r. obok Cristofero dieto Fogel z 1403 r. Z biegiem czasu imię Krzysztopor (od XVI w. Krzysztopór) zaczęto błędnie rozumieć jako połączenie wyrazów krzyż i topór, co było tym łatwiejsze, że stara wymowa Krzyst (Kryst) zastąpiona została przez nową (Chryst i wreszcie całkiem zlatynizowaną Chrystus), tak że imię własne Krzysztof straciło na polskim gruncie jakikolwiek związek z imieniem Chrystus, od którego przecież wzięło początek. Obecnie Krzysztof zarówno w swej postaci głównej, jak i w licznych zdrobnieniach (Krzyś, Krzysiek, Krzystek, Kryś itp.) jest chętnie używane. Nazwę Krzyżtopór nadał Krzysztof Ossoliński (brat kanclerza) swemu zamkowi w Ujeździe koło Sandomierza. Nad bramą umieścił wielki krzyż i swój herb „Topór”. KRZYSZTOF MĘCZENNIK Historyczność osoby i męczeństwa jest dostatecznie poświadczona. W martyrologium rzymskim wspominany jest pod dniem 25 VII. Nie wiadomym jest geneza legendy o Krzysztofie, która w różnych wersjach szybko się rozprzestrzeniła. Bardziej pierwotna, znana przede wszystkim na Wschodzie, uważała Krzysztofa za człowieka dzikiego z plemienia kynocefalów (genus canineorum, psiogłowcy), albo olbrzyma z rodateli kananejskiego, który postanowił służyć istocie najmocniejszej. Zaciągnął się przeto do służby cesarskiej, potem służył diabłu, w końcu zaś ochrzczony przez pustelnika, oddał się na służbę Chrystusowi. Wtedy też zdobył ludzki wygląd i mowę. Za radą pustelnika osiadł nad rzeką i służył pielgrzymom. Znalazł się pomiędzy nimi nie rozpoznany przez Krzysztofa Chrystus, który mu przepowiedział męczeństwo. Poniósł je w czasie prześladowania Decjusza. Nie jest rzeczą wykluczoną, iż dominujący w niej motyw przenoszenia przez rzekę Chrystusa wziął się po prostu z samego imienia świętego. Jakkolwiek by było, powodzenie legendy było ogromne. Pod jej wpływem Krzysztof stał się jednym z „czternastu świętych wspomożycieli” i patronem wielu zawodów, a także przedmiotem licznych wierzeń ludowych i zwyczajów. Czcili go zwłaszcza przewoźnicy, tragarze, flisacy, pielgrzymi. Dzięki temu w epoce współczesnej stał się patronem kierowców, a jego wizerunek zdobi wiele pojazdów mechanicznych. W dawnych czasach był w ogólności opiekunem podróżujących. Jego wizerunek był w wielu kościołach, na wieżach obronnych, na bramach miejskich, nawet na domach, by wymienić przykładowo krakowskie Krzysztofory i herb Wilna. Spojrzenie na ten wizerunek chroniło od niebezpieczeństw w ciągu dnia.
IMIENNIK - Poznaj prawdziwe znaczenie imienia Krzysztof. Sprawdź jego cechy i poznaj predyspozycje. - portal metafizyczny, znaczenie imion, imieniny. Nie należy Imię Krzysztof jest pochodzenia greckiego. Powstało ono z połączenia dwóch słów: Christos (Chrystus) oraz phero, co dosłownie oznacza nieść. To znaczenie zobowiązuje! Krzysztof kocha życie! Osoba o tym imieniu jest pełna życia, pasji i zapału. Dla Krzysztofa nie ma rzeczy niemożliwych. Słowo porażka jest mu w zasadzie obce. Nie dopuszcza do siebie myśli, że coś może mu w życiu się nie udać. Za wszelką cenę dąży do sukcesu i nic nie jest w stanie go powstrzymać. Lubi odkrywać nowe miejsca, poznawać ludzi i czerpać z życia garściami. Z tego też powodu może być ciężkim we współżyciu partnerem czy pracownikiem – chyba że będzie się od niego oczekiwało kreatywności, a nie podporządkowania. Krzysztof to popularne imię. Ma to swoje dobre i gorsze strony. Jak w przypadku kazdego imienia. Popularność imienia Krzysztof daje możliwość łatwego zapamiętania, ale też pozbawia indywidualności. Obecnie imię to bardziej popularne wśród ludzi w wieku średnim 30-40 latków. Najbardziej popularne zdrobnienia imienia Krzysztof. Choć imię Krzysztof należy do jednych z najbardziej poważnych i dostojnych, jak każde imię ma także swoje zdrobnienia i inne, bardziej przystępne formy – dostępne dla znajomych i bliskich. Tym bardziej jest to uzasadnione, że Krzysztof brzmi bardzo twardo i poważnie – nie do wszystkich taka forma pasuje i nie wszyscy chcą być tak oficjalnie nazywani. Najpopularniejsze zdrobnienia tego imienia to: Krzysiek, Krzyś, Krzysio, ale też Krzych (tudzież Krzychu). >>> Imionnik – kto ma imieniny w lipcu? [KLIKNIJ!] Imieniny Krzysztof obchodzi People named Krzysztof To Nie. Find your friends on Facebook. Log in or sign up for Facebook to connect with friends, family and people you know. Log In. or. Sign Up. Krzysztof - znaczenie i pochodzenie imienia Także : Krzyś, Krzysiu, KrzysiekZnaczenie : ten, który niesie ChrystusaPlaneta : MerkuryZnane : Krzysztof Baranowski, Krzysztof Daukszewicz, Krzysztof Globisz, Krzysztof Hołowczyc, Krzysztof Janczar, Krzysztof Kieślowski, Krzysztof Kolberger, Krzysztof Kowalewski, Krzysztof Penderecki, Krzysztof Tyniec, Krzysztof ZanussiImieniny : dzień św. Krzysztofa przewoźnika - 25 lipca; inne: 2 marca, 14 kwietnia i 31 październikaHistoria imieniaW opowieściach o świętych występuje wiele mitów i często silniej przemawiają one do wyobraźni niż czyny historycznych postaci zasłużonych dla Kościoła. Bowiem wszystko wskazuje na to, że św. Krzysztof nie istniał - za to legenda jest do dziś żywa i niejeden kierowca przypina podobiznę świętego w swoim samochodzie. Św. Krzysztof był barbarzyńcą i dzikusem obdarzonym nadludzką siłą i wzrostem. Grecy opowiadali nawet, że był kynocefalem, czyli... psiogłowcem, ledwie mówił i dopiero później chrzest przywrócił mu mowę i ludzki wygląd. Ów olbrzym postanowił służyć temu, kto jest najsilniejszy na świecie. Najpierw zaciągnął się do gwardii cesarskiej, potem służył... diabłu; w końcu, oświecony przez pewnego pustelnika, postanowił służyć Jezusowi. Zamieszkał nad rzeką, i przenosił pielgrzymów na drugi brzeg. Kiedyś przyszło doń dziecko, a gdy przenosił je przez wodę, objawiło, że jest Chrystusem. Św. Krzysztof został patronem mostów i brodów, przewoźników, żeglarzy i innych podróżników (a w dzisiejszych czasach - kierowców) oraz miast leżących nad rzekami. Opowieść o nim kojarzy się z magicznym urokiem, jaki zawsze w umysłach ludzi wiązał się z przekraczaniem wody, przechodzeniem na drugą stronę - mostu, brodu, rzeki. Przejście przez wodę to odwieczny symbol wielkiej przemiany w życiu, podjęcia ważnych decyzji, zaczęcia nowego etapu w życiu - a także symbol... śmierci. W każdej takiej ciężkiej próbie warto mieć przy sobie opiekuna o nadludzkiej mocy - i stąd pewnie się wzięła popularność św. Krzysztofa. Zauważmy też, że najsłynniejszy Krzysztof w historii - Krzysztof Kolumb - też zasłynął jako przewoźnik, który przeprowadził Europejczyków na drugi brzeg oceanu. Może ten z ludzi, który pierwszy nawiąże trwałe stosunki z kosmitami też będzie miał na imię Krzysztof? Imię to jest od lat niezmiennie bardzo popularne. Jakie więc moce w nim się kryją? Legendy i mity działają na ludzi również podświadomie. Jeżeli rodzice nadają synowi imię Krzysztof, to tak, jakby mu życzyli, aby sięgał dalej, "na drugą stronę rzeki", i aby dawał sobie radę we wszelkich trudnych przejściach. Nic więc dziwnego, że Krzysztofowie wyrastają na ludzi dzielnych i imienia KrzysztofPo grecku imię Krzysztof brzmi Christophoros, co oznacza "niosący Chrystusa". Wydaje się, że najpierw powstało to imię, a potem do imienia dorobiono legendę o świętym Krzysztofie - tym, który niósł Dziecię Jezus na swych imienia KrzysztofLiczba imienia wynosi PIĘĆ, a jest to liczba ludzi czynu, pewnych siebie indywidualistów, poszukiwaczy przygód i jest Krzysztof?Krzysztof to człowiek, który stanąwszy nad rzeką, musi sam sprawdzić, co jest po jej drugiej stronie. Krzysztofów pociąga to, co nieznane. Są ciekawi świata, dużo wędrują, potrzebują w życiu ciągłych zmian. Jest wśród nich wielu podróżników i odkrywców nowych szlaków, wielu wynalazców i nowatorów. Są wrogami zastoju, barier i zakazów. To, co niedostępne, pociąga ich najbardziej. Przy tym nie są sztywni w swoich planach. Łatwo zmieniają decyzje i porzucają wcześniejsze zamiary, jeżeli coś nie wypali. Wiele rzeczy w życiu robią na próbę i w wielu miejscach są tylko przelotem, jakby tam wpadli tylko na chwilę. Bywa, że i we własnym domu są gośćmi. Zwykle interesuje ich parę rzeczy naraz i usiłują w życiu robić karierę w kilku konkurencjach. Są zwolennikami nowości i postępu, a ludzie o bardziej statecznym usposobieniu mogą im zarzucać nieporządek i nadmiar improwizacji. Krzysztofowie lepiej się sprawdzają tam, gdzie chodzi o pomysły, popisy i wyczyny, a już gorzej w miejscach, gdzie sukces zależy od systematycznego wysiłku. Bardzo im pomaga też to, że łatwo zdobywają sympatię i przyjaźń ludzi. Tak się bowiem składa, że inni Krzysztofom chętnie zodiaku imienia KrzysztofImię Krzysztof zapowiada charakter, który w zodiaku mają osoby spod znaku Wodnika, toteż dla nich jest najbardziej odpowiednie. Dobrze też służy wszechstronnym Bliźniętom i przenikliwym Skorpionom. Również Strzelce i Lew mogą liczyć na to, że imię to doda im sił. Barany, istoty raczej mało skomplikowane, mogą nie wykorzystać wszystkich szans, jakie niesie to imię. Byk, Panna i Koziorożec raczej zasługują na imię o spokojniejszym charakterze, dla Ryb i Raków zaś imię to może stać się źródłem pewnych niepokojów. Krzysztof-Waga będzie po prostu wolnym które nadały swojemu synowi imię Krzysztof: Tamara ArciuchŹródło: Wojciech Jóźwiak "Imię dla Twojego dziecka" Wydawnictwo BIS Wszystkie imiona Zobacz najepsze imiona dla znaków Zodiaku:
Krzysztofa to imię żeńskie :) Krzysztof – imię męskie pochodzenia greckiego. Wywodzi się od słowa Christophoros. Krzysztofa - żeński odpowiednik imienia Krzysztof. xD.
OkładkaStrona tytułowaStrona redakcyjnaRedakcja i korektaDaniel LesiewiczProjekt okładkiKamil okładce (s. 3) wykorzystano pocztówkę pochodzącą ze zbiorów Krystiana MichalikaSkład i łamanieKrzysztof KokosińskiCopyright © by Krzysztof Koziołek 2017Copyright © by Manufaktura Tekstów strona internetowa pierwszeNowa Sól 2017ISBN 978-83-945880-9-0Dedykuję:Lilianie Jawor Annie Kuniewskiej Barbarze DydakWażniejsze jest nie zwycięstwo, lecz właściwe wykorzystanie 18 grudnia 1934Gustav Dewart przytknął dłonie do ust i chuchnął w nie kilka razy, próbując w ten sposób choć nieco się ogrzać. Miał wrażenie, że mróz dotarł już do szpiku kości i lada chwila stawy zastygną niczym zasychający klej.– Zupełnie, jak wtedy pod Verdun – szepnął sam do 1916 roku zmierzał ku końcowi, a on razem z towarzyszami broni próbował wydostać się z okrążenia, patrząc, jak koledzy giną jeden po drugim od kul francuskich żołnierzy. To, że udało mu się wówczas uciec sprzed gradu pocisków, a później umknąć gąsienicom czołgów angielskich, było niemożliwością, istnym cudem, jakiego dostąpił, będąc w samym środku piekła. Bo jak można było uznać inaczej, skoro przeżył, mimo że tygodniami doskwierał mu potworny głód, niemalże wciąż był przemoczony i tak bardzo zmarznięty, że szczękał zębami nawet we śnie?Otrząsnął się nerwowo, próbując uwolnić od myśli, które od lat go dręczyły, często budząc w środku nocy. Tamta gehenna już nie wróci – rzucił w myślach, zabijając dłonie. Warunki nie były komfortowe, ale nawet przejmujące zimno nie mogło mu przeszkodzić w podziwianiu największej świątyni, jaką widział w całym swym niespełna czterdziestoletnim klasztorny w Grüssau[1] był świątynią halową. Nawa główna miała osiemdziesiąt metrów długości, dwadzieścia dziewięć szerokości – a z transeptem aż czterdzieści sześć! – i dwadzieścia pięć wysokości. Dodawszy do tego mauzoleum Piastów Świdnicko-Jaworskich oraz kaplicę św. Marii Magdaleny znajdujące się za prezbiterium, wychodziło ponad sto osiemnaście metrów protestanckich długości, a licząc miarą katolicką o dwa metry więcej. Bez względu na to, którego miernika się używało, ogrom barokowej świątyni robił wrażenie na każdym, kto znalazł się w jej nie trzeba było wchodzić do środka, aby docenić talent budowniczych. Już z okolicznych wzgórz spojrzenia przyciągały dwie strzeliste wieże – każda mająca siedemdziesiąt dwa metry katolickie wysokości. Kiedy Dewart pierwszy raz przekroczył bramę opactwa i stanął przed nimi, odniósł wrażenie, iż lada chwila oderwą się od ziemi – mimo całego swego ciężaru – i poszybują ku niebu, dotykając chmur. Z wielkim trudem trzeba by szukać pielgrzyma, pątnika czy choćby przypadkowego wędrowca, który nie upadłby na kolana przed tym monumentalnym pomnikiem ludzkiej innego Dewart, który sam przed sobą udawał, że kościół klasztorny nie robi już na nim wrażenia – choć wiedział też doskonale, że czas, jaki zdążył spędzić w Grüssau, to mało na dogłębne poznanie wnętrza bodaj najbardziej okazałej świątyni barokowej na całym Śląsku. Wystarczyło wspomnieć o wielkich freskach autorstwa Jerzego Wilhelma Józefa Neunhertza zdobiących sklepienie głównej nawy od samego wejścia aż do prezbiterium. Każda z sześciu kwater – składająca się z kolei z pięciu scen – ilustrowała inny przymiot Boskiej natury według proroctwa Izajasza. Był więc Admirabilis – Przedziwny, Consiliarius – Doradca, Deus – Bóg, Fortis – Mocny, Pater Futuri Saeculi – Ojciec Przyszłego Wieku oraz Princeps Pacis – Książę Pokoju. Z kolei malowidła nad emporami ukazywały sceny ze Starego wbił wzrok we fresk zdobiący iluzjonistyczną kopułę – znajdującą się na przecięciu nawy głównej i transeptu – ukazujący powitanie Maryi w niebie. Spojrzał na mdlejącą Matkę Chrystusa, którą otaczało pięćdziesięciu świętych – większość z nich pochodziła z zakonu cystersów, założycieli opactwa w Grüssau, którzy do 1810 roku sprawowali nad nim pieczę – i nagle poczuł wielki smutek. Rozejrzał się nerwowo dookoła, szukając wzrokiem innych ludzi, dopiero po chwili przypomniał sobie, że był jedynym wiernym, którego wpuszczono na emporę mieszczącą pod sobą kaplicę loretańską. Żeby się tutaj dostać, musiał najpierw do niej wejść i przecisnąć się przez wąskie przejście ukryte za ołtarzem, by następnie ciasnymi schodami wejść na górę. Do tej pory nie mógł się pozbyć uczucia klaustrofobii, wszystko przez – jak podejrzewał – ponury wystrój kaplicy, której ciemności rozświetlały płomienie jedynie kilku dałby teraz za to, by znaleźć się w którejkolwiek ławce nawy głównej, wśród ludzi! Co prawda miał ich niemal na wyciągnięcie ręki – z miejsca, w którym się znajdował, widział ciżbę wiernych tłoczących się w oczekiwaniu na dzwonek oznaczający rozpoczęcie mszy – ale jednocześnie byli tak daleko. I pomyśleć, że znalazł się tutaj właściwie na własne życzenie! Niby żartem poskarżył się przeorowi na ciasnotę i duchotę panującą w ławkach, to wystarczyło jednak, aby zaproszono go tutaj, gdzie mógł się czuć jak w prywatnej mu samotność, ale była i dobra strona takiego stanu rzeczy: mógł wreszcie odetchnąć pełną piersią, a jedyne zapachy, jakie do niego dolatywały, to woń kadzidła, nie zaś czosnku i fetoru przepoconych ciał niemytych od długich tygodni. Ucieszył się na myśl, że jego nowe futro nie będzie już lepiło się od brudu, po czym bezwiednie dotknął dłonią głowy – chcąc ułożyć niesforne włosy – i syknął, uraziwszy miejsce, w które uderzył się podczas wchodzenia po schodach. Wystarczyła chwila, gdy zapatrzył się na wielki zamek strzegący zamaskowanego wejścia do kaplicy i zapomniał, że w tym kościele na wszystko trzeba uważać, dosłownie i w przenośni, jako że miał w sobie tyle złudzeń optycznych i ukrytych znaczeń, że życia by chyba trzeba, aby odnaleźć klucz do wszystkich, zbadać je dokładnie i wydedukować, jaki cel ich zastosowania przyświecał kątem oka zarejestrował ruch na dole. Wytężył wzrok, dostrzegł starowinkę wpychającą się do ławki, do której nie dałoby się już wsadzić szpilki. Kobieta nie dawała za wygraną, parła dalej naprzód, nie jakby miała na karku siódmy krzyżyk, ale była co najmniej pomocnikiem kowala.– Czego to ludzie nie zrobią, żeby tylko być bliżej klechy – westchnął i natychmiast obrócił się nerwowo, odniósłszy wrażenie, że ktoś czai się za plecami. Odetchnął z ulgą, to było tylko złudzenie. Nie zmieniało to faktu, iż powinien trzymać język za zębami. To, że był gościem samego opata, nie dawało mu przecież prawa do tego, aby obrażać spragnionych modlitwy tych kościół klasztorny zgromadził tego wieczora setki, jeśli nie tysiące. Przez krótką chwilę Dewart próbował nawet oszacować ich liczbę, ale szybko dał za wygraną. Ciżba ludzi była tak gęsto zbita, że nawet zawodowe doświadczenie przegrywało z mozołem też zapomniałem założyć kalesony – syknął, czując rosnący gniew wywołany coraz większym poczuciem zimna. Złość była tym większa, że sam do siebie żywił pretensje: nie potrafił bowiem pomyśleć najpierw o sobie i, chcąc zadowolić opata, zdecydował się na udział we mszy, teraz płacąc za to znudzeniem mieszającym się z zrejterowałby, szkopuł w tym, że ucieczka zostałaby od razu zauważona, a wiadomość o niej niechybnie dotarłaby do zakonników. Żeby więc zabić czas, mężczyzna zaczął się przypatrywać okazałym stallom wykonanym przez znanego czeskiego rzeźbiarza Ferdynanda Maksymiliana Brokoffa i jego ucznia Antonina Dorasila. Stały na skrzyżowaniu nawy głównej z transeptem i były podzielone na cztery części, w każdej z nich znajdowała się grupa dwunastu postaci – apostołów, wyznawców, osób ze Starego Testamentu i męczenników – otoczona adorującymi ich aniołami. Bramy wejściowej po prawej stronie niejako pilnował święty Bernard, po lewej święta Jadwiga Śląska. Całość była egzemplifikacją hymnu „Te Deum laudamus[2]”.Na widok benedyktynów zajmujących miejsca w tym istnym dziele sztuki Dewart się ożywił. Spojrzał na zegarek, do rozpoczęcia mszy zostało już tylko kilka minut. Jeszcze szybciej zabiło mu serce, gdy na balkonie po przeciwnej stronie transeptu – w części połączonej bezpośrednio z klasztorem – z hukiem otworzyły się drzwi i pojawiła się w nich postać w czarnym habicie. Mnich poruszał się tak szybko, że podmuch powietrza zrzucił mu kaptur z głowy. Zakonnik podszedł do jednego z braci siedzących w ławce, nachylił się ku niemu i szepnął coś do ucha. Nawet z tej odległości widać było zaskoczenie malujące się na twarzy tego teraz Dewart zdał sobie sprawę, że w kościele klasztornym zapanowała absolutna cisza, nieprzerywana nawet klepaniem zdrowasiek przez okutane chustami baby, jakby wszystkie umówiły się przed wejściem do świątyni, że w tej samej chwili skończą modlitwę. Zanim zdążył skierować ciekawskie spojrzenie na dół – w stronę ławek – zgasły wszystkie światła oprócz jednego, skierowanego na ołtarz 118 grudnia 1622Brat Alberyk odłożył dłuto na blat wielkiego dębowego stołu okrytego szarym suknem, zabezpieczonego w ten sposób przed zabrudzeniem. Następnie otarł dłonią zroszone czoło. Spojrzał na palce, lepiły się od kurzu. Zerknął na rękaw habitu i zasmucił się, zdając sobie sprawę, że wkrótce czeka go pranie. Na białym materiale wyraźnie było widać zabrudzenia. Dobrze chociaż, że praca fizyczna pomagała się rozgrzać, w pomieszczeniu bowiem panował przejmujący ziąb i nawet promienie słońca wdzierające się od dwóch kwadransów do wewnątrz nie były w stanie tego daleki był jednak od narzekania, czy to na opata Adama Wolfganga, który podjął decyzję o remoncie zakrystii kościoła klasztornego akurat o tej porze roku, czy na wojenną zawieruchę, która wygnała ze wsi większość chłopów, przez co niemożliwym było skorzystanie z ich sięgnął po dłuto, chwilę szukał wzrokiem młota, a kiedy go znalazł, wrócił do skuwania tynku z zawilgoconej ściany. Praca szła opornie, przede wszystkim z powodu kiepskich narzędzi. Nie pomagał też brak doświadczenia, ale do tego brat Alberyk sam przed sobą się nie przyznawał. Co więcej, był święcie przekonany, że przełożony okazał mu wielkie zaufanie, powierzając tak wymagające zadanie. Zgodnie z regułą opatowi nie wolno było żadnego mnicha wyróżniać ponad innych braci. Wyjątek od niej mógł uczynić jedynie wówczas, gdy któryś z zakonników był od innych lepszy w dobrych uczynkach. Inaczej wszystkich powinien traktować równo, zgodnie z ich zasługami. Tymczasem przecież jedynym, którego skierowano do skuwania tynków, był on sam!Na tę myśl w ciele brata Alberyka rozlało się błogie ciepło. Poczuwszy je, wytężył wysiłki. Pech jednak chciał, że gdy brał wielki zamach, szykując się do wbicia dłuta w oporny fragment tynku, drzwi do zakrystii otworzyły się i stanął w nich opat, za którego plecami widać było jeszcze kilku braci.– Au! – wrzasnął Alberyk, trafiwszy się w palec wskazujący.– Bracie, czyżbym przychodził nie w porę? – spytał Wolfgang.– Bądź pozdrowiony, ojcze. – Alberyk skłonił się nisko, ssąc jednocześnie bolące miejsce.– Jak idzie praca?– Dobrze, ojcze – odpowiedział. – Na chwałę Bogu i... – Zamilkł nagle, czując kręcenie w nosie, po czym kichnął potężnie, wzbudzając ogromne tumany kurzu.– Na zdrowie, bracie! – Opat zaśmiał się serdecznie. – Czy coś ci się stało? – dodał szybko, patrząc na twarz mnicha w ubrudzonym nic nie odpowiedział. Klęczał pod ścianą, jednej ręce wciąż trzymając dłuto, drugą pocierając o materiał – cały czas bowiem czuł pulsujący ból w palcu – i wpatrując się tępo przed siebie.– Bracie? Co się stało? – Wolfgang był wyraźnie zaniepokojony.– Tutaj... – szepnął, pokazując dłutem na przestrzeń przed sobą, w której kłęby pyłu tańczyły w promieniach słońca. – Kurz... Światło... Postać...– Jaka postać, bracie? – Opat spojrzał z troską na zakonnika.– Tutaj... Na samym środku... Widzę postać Najświętszej Panienki...– Najświętszej Panienki? – Wolfgang obrócił się, szukając wzrokiem towarzyszących mu zakonników.– Ja też to widzę. – Jeden z braci o obliczu anioła przeżegnał się bojaźliwie.– To tylko światło słoneczne pada na poruszone naszą obecnością drobinki kurzu – rzekł twardo drugi zakonnik. Jego twarz z kolei cherubina nie przypominała, a to za sprawą gęstych brwi. – Tu nic nie ma, zrobił krok w tył, zmrużył oczy i już miał coś powiedzieć, gdy nagle ciszę rozdarło kolejne kichnięcie brata Alberyka.– I Najświętsza Panienka zniknęła. – Zakonnik z krzaczastymi brwiami cmoknął ironicznie.– Bracie, nie bluźnij! – strofował Wolfgang. – Ja też coś widziałem...– Znowu! – Mnich o twarzy anioła ponownie wykonał znak krzyża.– To tylko światło... – zaprotestował braciszek z bujnym owłosieniem.– Zobaczcie! – Alberyk podniósł się z kolan. – Promień słońca pada dokładnie na pęknięcie, które od dawna planujemy zakleić zaprawą. – Kucnął, po czym palcami dotknął posadzki.– Bracia, nie chciałbym żadnego z was urazić, a tym bardziej wielebnego ojca – zakonnik z gęstymi brwiami wykonał ukłon w kierunku opata – ale bajdurzycie. Powinniśmy już wracać do biblioteki...– Poczekaj! – Alberyk przysunął twarz do podłogi i dmuchnął mocno, zamknąwszy raz tumany kurzu wzbiły się w powietrze, ale tym razem żaden z cystersów nie patrzył już na tworzone przez nie fantazyjne wzory, wszyscy wbili spojrzenia w szparę rozświetloną przez słońce.– Tam coś jest... – Alberyk zbliżył się jeszcze bardziej. Potem podniósł się z klęczek, podszedł do kąta, sięgnął po największy młot, jaki miał na wyposażeniu i stanął przed opatem. – Ojcze, mogę?– I tak trzeba to wymienić – rzekł odsunęli się na bezpieczną odległość, wpatrując w miarowe ruchy współbrata. Ten zaś wkładał w uderzenia całą swoją siłę. Już po kilku ciosach płyta roztrzaskała się na kawałki, które wpadły do powstałej dziury.– To jakaś pieczara. – Zakonnik z bujnym owłosieniem podszedł do ściany, zdjął z uchwytu kandelabr ze świecą i uklęknął przed dziurą. – Widzę coś... Trzeba przynieść drabinę!*Kilka minut później mnisi wpatrywali się w drewnianą skrzynię stojącą na dębowym stole okrytym płótnem. Już na pierwszy rzut oka było widać, że leżała w jamie bardzo długo. Zarówno wieko, jak i sam kufer były mocno zbutwiałe, niemal rozpadały się w palcach.– Czyńcie powinność, bracia. – Opat zajął miejsce, które zapewniało dobrą widoczność, po czym wykonał zachęcający ruch potem Alberyk i zakonnik o twarzy anioła unieśli wieko, a oczom wszystkich ukazało się zniszczone zębem czasu płótno.– Tylko ostrożnie! – Wolfgang czuł coraz szybsze bicie serca. – To musi być coś cennego, inaczej nasi poprzednicy nie ukrywaliby tego w tym miejscu. Bracie Alberyku, ty dostrzegłeś to, czego nasze oczy nie były w stanie zobaczyć, tobie więc niech przypadnie w udziale odkrycie przed nami tej niezwykłej otrzepał dłonie z pyłu, następnie włożył je do skrzynki, dotykając delikatnie płótna.– To chyba jakieś drewno – zauważył, po czym chwycił palcami znalezisko. – Tak, to z pewnością drewno. – Uniósł pakunek z takim pietyzmem, jakby to była monstrancja ze świętą Hostią.– Tylko ostrożnie! – Opat pośpieszył z pomocą, odwijając materiał. – Boże Święty! Przenajświętsza Panienka! – zakonnicy, widząc wyłaniające się twarze Madonny i Dzieciątka przeżegnali się bojaźliwie.– To jest najświętsza ikona! Odnalazła się po tylu latach! – Wolfgang nie krył radości.– Tu jest coś jeszcze! – Alberyk pokazał na dużo mniejsze zawiniątko pozostające we wnętrzu skrzyni.– Nieważne! – powiedział opat niecierpliwie. – Zwołajcie wszystkich braci! Natychmiast!*Klasztorny refektarz, zwykle pełen ciszy i dostojeństwa, tym razem rozbrzmiewał mnóstwem głosów. Opat nie zamierzał nikogo strofować, co więcej, on sam chyba najbardziej się stole stojącym pod oknem któryś z braci postawił krzesło, a na nim ikonę Matki Bożej Łaskawej, którą odnaleziono w tak niecodziennych okolicznościach. Dzięki temu każdy z zakonników mógł ją widzieć, mimo niewielkich przecież rozmiarów, bowiem deska, na której ją napisano, miała sześćdziesiąt na trzydzieści siedem centymetrów. Ramiona i głowę Maryi okrywała pofałdowana chusta w ostrym czerwonym kolorze symbolizującym światło i ogień krzewu gorejącego. Tunika z kolei była zielona, co oznaczało nadzieję na duchową odnowę i życie wieczne. Dzieciątko trzymało w dłoni zwinięty pergamin: atrybut Bożej tajemnicy. Ikona nie posiadała światłocienia, a to z tego powodu, że zgodnie z zamysłem autora wszystko, co mieściła w swoich ramach, było światłością wyrażającą sobą niezniszczalność, wieczność i wyjątkowości dodawał fakt, że obraz przedstawiał Madonnę jako Hodigitrię – wskazującą drogę – czyli przewodniczkę pielgrzymów. Jakby tego było mało, szaty Dzieciątka wskazywały na zmieszanie cech bizantyjskich z niemieckimi, co z kolei pozwalało przypuszczać, iż napisano ją we Włoszech. Możliwe więc było, że obraz – pierwotnie powstały na Wschodzie – przemalowano albo też – to było drugie prawdopodobne rozwiązanie – jego autor z rozmysłem naśladował taki z legend mówiła, iż napisał ją pustelnik Krzesz mieszkający nad płynącą obok rzeką. Inna, że do miasta Rimini przywiózł ją z Bizancjum rycerz wracający z czwartej krucjaty, stamtąd zaś do Grüssau trafiła za sprawą o jej powstaniu można się było zatem tylko domyślać, za to nikt nie miał wątpliwości, że ślad po niej zaginął 196 lat wcześniej, w 1426 roku, kiedy to klasztor najechali husyci, mordując wówczas siedemdziesięciu zakonników. Prawdopodobnie dwóch z nich, zanim straciło życie, zdążyło ikonę ukryć w przygotowanej na takie wypadki skrytce.– Bracia! – Głos opata roznoszący się po refektarzu sprawił, iż mnisi w jednej chwili przestali rozmawiać. – Niech imię Pana Boga naszego i Jego Matki będzie błogosławione! – Uklęknął, za jego przykładem poszli pozostali zakonnicy. – Módlmy się!Rozdział 2Wtorek 18 grudnia 1934 (ciąg dalszy)– Módlmy się!Donośny głos opata Alberta Pallentina wytrącił Dewarta z drzemki, w którą właśnie zaczął zapadać. Był tak rozbity, że w pierwszym momencie nie skojarzył nawet, gdzie się znajduje. Minęła dobra chwila, zanim oprzytomniał na tyle, by to sobie uświadomić i by się zorientować, że dopiero skończyło się się wiercić na krześle, czując rosnące zniecierpliwienie. Tym większe, że nie przepadał za łaciną, zresztą, odklepywanie kolejnych wersów modlitw nigdy go nie pociągało. Nie to, co tych na dole, uśmiechnął się ironicznie, patrząc na wiernych tłoczących się we wszystkich nawach. Nawet kaplice boczne były wypełnione ludźmi!Widząc nieprzebrany tłum, poczuł klaustrofobiczny ucisk i musiał głęboko odetchnąć, by odzyskać równowagę. Odwrócił głowę w kierunku ołtarza głównego, postanawiając zająć myśli czym z celebransów ściągał akurat puryfikaterz z kielicha, by wlać do niego wino i wodę. Mszalne obrzędy niewiele obchodziły Dewarta, odkąd od swojego proboszcza – zapytawszy go o matematyczne implikacje związane z ciałem Chrystusa podawanym podczas komunii – otrzymał niezłą burę i kilka razów na otwarte dłonie. Nauczył się wówczas dwóch rzeczy: po pierwsze, niektórych pytań nie warto było zadawać; po drugie, otwartość umysłu nie zawsze szła w parze z uznaniem w oczach innych. W efekcie kolejnymi wątpliwościami z księżmi już się nie dzielił, a msze i nabożeństwa spędzał jak najdalej od teraz mnie podkusiło, żeby tu przyjeżdżać – żachnął się w myślach. Tyle kurortów było na Dolnym Śląsku, musiałem wybrać akurat ten? – Cmoknął pod nosem, po czym uniósł wzrok ponad celebransa, patrząc na ikonę, którą cystersi – niedługo po jej odnalezieniu pod posadzką zakrystii – umieścili w kaplicy św. Marii Magdaleny ówczesnego kościoła klasztornego. Kiedy pod koniec XVII wieku na jego miejscu wznieśli nową barokową świątynię, obraz trafił do ołtarza głównego – oprawiony w srebrną ramę wykonaną przez Benjamina Hentschela z Breslau[3] – i znajduje się tu do dziś. To najstarsza ikona w Europie po odkryciu znaleziska wieść o tym rozniosła się po całym Śląsku, szybko pojawiły się rzesze pielgrzymów, potem pierwsze cudowne uzdrowienia, a wizerunek Maryi z Dzieciątkiem otrzymał tytuł Nostra Thaumaturga[4]. 18 grudnia zaś, na pamiątkę odnalezienia obrazu, od tamtej pory obchodzono w Grüssau jako Dzień dachu kaplicy loretańskiej niewielka ikona była ledwie widoczna, za to doskonale prezentował się ogromny obraz Piotra Jana Brandla – nazywanego czeskim Rubensem – zajmujący centralne miejsce ołtarza głównego i pokazujący Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny, otoczony przez dziewięć chórów anielskich dłuta Dorasila. Dzieło malarza było tak wielkich rozmiarów, że wcześniej trzeba było wyprodukować specjalne płótno! Ponieważ używane w regionie krosna nie były tak szerokie, skonstruowano odpowiednie urządzenie pod to konkretne realizacją wiązała się zabawna historia. Otóż wynagrodzenie, które Brandl miał otrzymać za namalowanie, wynosiło niebagatelne trzy tysiące florenów. Można było kupić za to trzydzieści domów w Grüssau lub trzy kamienice w Pradze. Artysta i jego dwaj pomocnicy mieli również zapewnione zakwaterowanie i wyżywienie: kilkudaniowe obiady i kolacje oraz sześć kwart piwa dziennie. Umowa nie przewidywała jednak darmowego wina, co sprawiło, że malarz szybko zadłużył się w trzech miejscowych karczmach. Do tego dochodził jeszcze dług u aptekarza za lekarstwa, tytoń i kosmetyki. Trzy tysiące florenów więc były, ale tylko na papierze, w rzeczywistości Brandl borykał się z problemami finansowymi. Z czasem, gdy wieść o zleceniu się rozniosła, do opata zaczęli się zgłaszać kolejni wierzyciele artysty. Opat dłużników cierpliwie spłacał, kwoty zaś potrącał z należnej zapłaty. Tak rozsierdził tym autora, że ten niemalże na samym środku obrazu umieścił odwróconego tyłem aniołka z nagimi pośladkami wypiętymi wprost w kierunku tronu zachichotał na myśl, że taki numer chętnie wywinąłby swojemu szefowi, gdyby oczywiście natura nie poskąpiła mu talentu malarskiego. Już miał się zaśmiać na głos, gdy wzrok padł na kolejkę wiernych zmierzających do ołtarza, by przyjąć komunię. Wielu wspierało się na kulach, innych wieziono w wózkach inwalidzkich, z których wystawały nienaturalnie powyginane oczami stanął mu szpital polowy, do którego trafił uderzony szrapnelem w ramię, i dziesiątki zabandażowanych mumii nie do rozpoznania. Jęki bólu i prośby o skrócenie cierpienia, jakie co noc niosły się po całej sali, były wciąż żywe, jakby działo się to wczoraj. Westchnął głęboko, ale nie przyniosło to ulgi, wręcz przeciwnie, miał wrażenie, że powietrze przepełnia palący ogień...Nagle usłyszał jęk dziecka. Błyskawicznie spojrzał w kierunku nawy głównej, ujrzał może dziesięcioletniego chłopca leżącego na posadzce, obok którego stał wózek inwalidzki. Musiał z niego spaść, tłukąc się boleśnie, jako że zarówno ręce jak i nogi miał sparaliżowane. Dewart patrzył na jego ojca, niemal czując wysiłek, jaki ten wkładał, by bezwładne ciało syna unieść i posadzić z powrotem na miejscu. Jednocześnie bił od niego spokój, nawet z takiej odległości dawało się wyczuć wielką miłość rodzica do swojego komunię kapłan podszedł do wózka, pogłaskał głowę chłopca, szepnął coś na ucho najpierw jemu, a następnie ojcu, po czym podał opłatek. Chwilę potem odjechali, odprowadzani wzrokiem przez Dewarta. Kiedy zniknęli, poczuł przejmującą pustkę. Wiedział doskonale, czym była spowodowana, tak samo jak zdawał sobie sprawę, że nawet upływający czas nie zagoi tak dużej oczami spojrzał na Matkę Bożą Łaskawą. Mimo że z daleka niemal niewidoczna, czuło się, że to nie monumentalne freski Neunhertza, nie wielkie anioły Dorasila i nie ogromny obraz Brandla były największymi skarbami kościoła klasztornego, tylko właśnie ta niepozorna ikona. To za jej przyczyną wierni pielgrzymowali do Grüssau i nawet on, człowiek tak małej wiary – żeby nie powiedzieć: bezgranicznie wątpiący – czuł, że dla nich nie jest to zwykły obraz, lecz coś znacznie więcej.– Boże, dlaczego mnie opuściłeś? – szepnął przez zaciśnięte zęby, nawet nie próbując walczyć ze łzami płynącymi po policzkach. Narastało w nim zmęczenie. Zerknął na zegarek, nic dziwnego, wszystko trwało już prawie trzy godziny! Jakby tego było mało, krzesło, na którym siedział, cały czas się chybotało, wzmagając irytację. Spojrzał na dół i błyskawicznie zrozumiał, w czym rzecz. Trzy nogi stały na dywanie, czwarta na posadzce. Nie namyślając się wiele, przestawił mebel, co od razu poprawiło sytuację. Złość jednak wciąż trawiła jego trzewia, postanowił więc przyjrzeć się sprawcy takiego stanu leżący na posadzce balkonu był stary, miejscami dziurawy, absolutnie nieprzystający do wyposażenia kościoła klasztornego, zupełnie, jakby ktoś zostawił go tutaj przypadkowo. Czyżby benedyktyni nie przejmowali się tym, co niewidoczne dla wiernych? Inni przecież nie mieli tu wstępu...Dewart westchnął, wspominając ukryte przejście wiodące za ołtarzem kaplicy loretańskiej, potem schody tak wąskie, że z trudem się na nich zmieścił oraz przetarty i przeżarty molami dywan zupełnie niepasujący do elementów tajemniczej będzie dalej? – zaczął się poczuł burczenie w brzuchu. Już miał ponownie spojrzeć na zegarek, ale zrezygnował, wolał nie denerwować się bardziej. Z ołtarza dobiegł dźwięk dzwonków, bezwiednie zerknął w tamtą stronę, wzrok padł na gołą pupę nie powiedziałby tego na głos, ale w tej chwili miał ochotę dokładnie taki sam gest wykonać w kierunku opata Pallentina. Więcej! Gdyby mógł, wróciłby natychmiast do pokoju, spakował walizki i z samego rana się chciał jednak robić przykrości 3Z jednej strony był tak zmęczony, że miał ochotę od razu po powrocie do pokoju wziąć kąpiel i rzucić się do łóżka, z drugiej jednak kiszki grały mu tak głośnego marsza, że wiedział, iż bez kolacji się nie dnia wieczerza w domu gościnnym opata miała być niezwykle uroczysta, oprócz duchownych zapowiedziano kilku gości, w tym miejscowych fabrykantów. Dewartowi było to nie w smak, lecz jeśli nie chciał się kłaść spać z pustym żołądkiem, musiał odłożyć dziwactwa na jednak na tyle kiepskim aktorem, że Pallentin od razu wyczuł pismo nosem.– Widzę, że nasz szacowny gość jest zmęczony – rzekł, gdy tylko usiedli do stołu.– Dzisiaj można we mnie czytać jak w otwartej księdze – przyznał Dewart. – Za to mój wuj wygląda, jakby dopiero co wstał z łóżka. – Spojrzał z uśmiechem na mężczyznę siedzącego po drugiej stronie stołu, który wyglądał na dwadzieścia lat starszego.– Bo tak było... – Ferdinand Pointstingl westchnął głęboko. – Ojcze wielebny, przyjmij moje przeprosiny i wybacz, że taka grzeszna owieczka, jak ja, nie była obecna na uroczystości, ale przegrałem z podagrą.– Jeśli dokucza panu podagra, to jest pan absolutnie usprawiedliwiony. – Do rozmowy włączył się Wacław Lubomski, drugi z zakonników.– W przeciwieństwie do jednego z naszych braci, którego inni na próżno szukali – wtrącił opat.– Kogoś zabrakło na mszy? – zaciekawił się Pointstingl. – Myślałem, że w tak ważnej uroczystości udział biorą wszyscy bracia.– Jak widać, nie zawsze. – Pallentin się skrzywił.– A panu, nasz drogi gościu – Lubomski skierował te słowa do Dewarta – trzeba wiedzieć, że trzygodzinne nabożeństwo to wcale nie tak długo. – Mrugnął znacząco okiem.– Niedługo? – wypalił Dewart. – Przecież to wieczność cała!– Wieczność? – Zakonnik pokazał zęby. – To co by pan powiedział, gdyby brał udział w konsekracji naszego kościoła klasztornego? – Zaczął gościem uroczystości 3 lipca 1735 roku był kardynał Filip von Sinzendorf z Breslau, który do Grüssau przybył na czele licznego orszaku, wystarczyło wspomnieć, że wszystkie karoce ciągnęły trzydzieści dwa konie! Po przyjeździe i odpoczynku udzielił sakramentu bierzmowania siedmiu tysiącom osób. Ze względu na to, iż poruszał się na wózku inwalidzkim, namaścił tylko mensę ołtarza głównego, pozostałe ołtarze w jego imieniu konsekrował opat.– Razem z mszą zajęło to cztery i pół godziny – wyliczył Lubomski. – Potem była uczta, wznoszenie toastów i zabawa przy muzyce przerywana salwami z moździerzy umieszczonych na górze świętej Anny. A wieczorem uczniowie szkoły klasztornej wystawili sztukę teatralną przedstawiającą historię założenia opactwa przez księcia Bolka I Świdnickiego nazywanego też Surowym. Rzesza pielgrzymów liczyła dwadzieścia tysięcy osób! Dla ich bezpieczeństwa ze Schweidnitz[5] ściągnięto wojsko, które ochraniało nowy kościół.– Bardzo duży kościół – zauważył Dewart. – Żeby nie powiedzieć: ogromny!– Nie można się z panem nie zgodzić – wtrącił opat. – A czy jest panu i naszym gościom wiadome, że kościół klasztorny w obecnej formie nie powstałby, gdyby nie reformacja i następująca po niej kontrreformacja? Ugoda podpisana w 1707 roku nakazywała cesarzowi Józefowi I zwrot protestantom stu dwudziestu jeden kościołów. Dwa lata później doszedł jeszcze do tego reces, zgodnie z którym mogli oni postawić dodatkowo sześć świątyń, tak zwanych kościołów Łaski, nazywanych też Domami Łaski Cesarskiej.– Budowę dwóch z nich zaczęto w sąsiednim Landeshut[6] i niedalekim Hirschberg im Riesengebirge[7] – dodał Lubomski. – Taki stan rzeczy odebrano w Grüssau jako policzek wymierzony nie tylko w samo opactwo i cystersów, ale całe chrześcijaństwo. Ówczesny opat Innocenty Fritsch posunął się więc do kroku dla zakonu wręcz niebywałego, podejmując wiekopomną decyzję o zburzeniu gotyckiego kościoła klasztornego i postawieniu na jego miejscu nowej świątyni barokowej, której rozmach i przepych miały przyćmić protestancki kościół Łaski. Jego prace kontynuował opat Benedykt II Seidel – westchnął, po czym mówił skali przedsięwzięcia świadczył fakt, że do budowy zatrudniono ponad czterdzieści warsztatów murarskich, dwanaście kamieniarskich, trzynaście ciesielskich i dziesięć rzeźbiarskich. Budowa – razem z mauzoleum Piastów – trwała zaledwie siedem lat – tyle samo, ile królowi Salomonowi zajęło wzniesienie świątyni jerozolimskiej. Wyzwaniem rzuconym protestantom był zarówno cały kościół, jak i jego poszczególne elementy, na przykład napis umieszczony nad głównym wejściem: Domus Gratiae Sanctae Mariae – czyli Dom Łaski Świętej Maryi – będący jawnym prztyczkiem wymierzonym w protestanckie Domy Łaski opaci na pole walki z reformacją ściągali sztuki piękne. Sprowadzili do Grüssau wybitnych artystów z Czech, Bawarii, Austrii, Moraw i Śląska. Nie było to tanie, ale cystersi, po pierwsze, do skąpigroszów nie należeli, po drugie, odpowiednie zarządzanie dobrami opactwa – przy jednoczesnej wierności dewizie Ad maioram Dei gloriam[8] – zapełniło jego skarbiec po brzegi. Samych stawów hodowlanych w okolicy mieli kilka tuzinów!Pierwszym, który dał podwaliny do stworzenia w Grüssau wielkiej perły artystycznej i religijnej, był opat Bernard Rosa. To on zatrudnił śląskiego Rembrandta – Michała Willmanna – i założył bractwo świętego Józefa, które w czasach świetności liczyło sto tysięcy osób, pośród których znajdowały się największe osobistości Śląska. Dla nich zresztą w bliskim sąsiedztwie kościoła klasztornego kazał wznieść kościół bracki. Jeszcze wcześniej przyszedł czas na budowę okazałej walczył z reformacją pędzlem i kielnią, ale – kiedy trzeba było – potrafił też gniewnie uderzyć pięścią w stół. Stało się tak w 1667 roku, kiedy to z Reichhennersdorfu[9] wygnał tysiąc dwustu czterdziestu ewangelików, po tym, jak odmówili konwersji na katolicyzm. Jako wikariusz generalny cystersów na Śląsku germanizował też inne konwenty, ba, bywało, że denuncjował niektórych opatów! Słowem, w kwestiach wiary nie uznawał kompromisów, czym u wiernych wzbudzał podziw, u przeciwników zaś respekt mieszający się ze barokowego kościoła klasztornego nie była jedyną inwestycją ówczesnych cystersów. Na przedłużeniu świątyni postawiono kaplicę św. Marii Magdaleny, w której umieszczono przedostatnią stację kalwarii. W tym samym okresie rozpoczęła się też budowa nowego klasztoru. Prace trwały aż pół wieku, a i tak nigdy ich nie ukończono, wszystko z powodu zajęcia Śląska przez Prusy w 1741 roku i osiemdziesięcioprocentowego podatku, jakim obłożono konwent na mocy decyzji króla Fryderyka II, który zapragnął jak najszybciej wzbogacić się kosztem zdobytej prowincji.– Nasi wielebni ojcowie wspominają złote czasy opactwa, zapomnieli jednak dodać, że ich majętność nie przekładała się na los mieszkańców klasztornych wsi – rzucił Pointstingl zaczepnie. – Dość wspomnieć, że pod koniec osiemnastego wieku głodujący tkacze zbuntowali się, a wezwane wojsko zmusili do ucieczki do klasztoru.– Historia różne koła toczyła, toczy i toczyć będzie. – Opat złożył ręce jak do modlitwy.– Że wspomnimy 1810 rok i sekularyzację klasztoru, po której zaczął popadać w ruinę – westchnął Lubomski.– Z której to właśnie ojcowie benedyktyni zaczęli klasztor podnosić – wtrącił Pointstingl. – Za co należą im się wielkie słowa uznania!– Wuj raz naszych gospodarzy komplementuje, innym razem gani... – zauważył Dewart. – Jakbym wuja nie znał, to bym pomyślał, że chce zaognić rozmowę...– Bo inaczej wszyscy przy stole zasną! – Trzasnął otwartą dłonią w blat. – Ale masz rację, mój drogi siostrzeńcu, to była niegrzeczność z mojej strony, za co gorąco przepraszam naszych szacownych gospodarzy i miłych gości. A tobie, Gustavie, dziękuję za czujność i odwagę, żeby starszego od siebie ustrzec przed złą spojrzał bacznie, nie wiedząc, czy krewny kpi z niego.– Mówiłem jak najbardziej poważnie – kontynuował Pointstingl. – Musicie wiedzieć, że mało znam takich osób, które zawsze wiedziałyby, co trzeba robić. Nie chciałbym w tym momencie uprawiać prywaty, ale muszę się pochwalić: mój siostrzeniec jest wybitną osobowością!Dewart poczuł na sobie spojrzenia i zapragnął zapaść się pod ziemię.– Tak, to człowiek o niesamowitej wręcz inteligencji. – Pointstingl wyraźnie nie zamierzał przestać. – Jak niektórzy z was wiedzą, pracuje w policji kryminalnej i to w randze komisarza. Awansować tak wysoko w tak młodym wieku to wybitne osiągnięcie!– Znam wielu, którzy awansowali jeszcze szybciej – powiedział skromnie Dewart.– Zbędna kurtuazja, mój drogi, zbędna. – Machnął lekceważąco ręką.– Może pan komisarz kryminalny uraczyłby nas jakąś historią z życia wziętą? – spytał Lubomski.– Nie daj się namawiać! – Pointstingl poparł mnicha. – Najlepiej opowiedz o tym wypadku, kiedy rozwiązałeś sprawę, prawie nie ruszając się zza biurka.– Wuj przesadza...– Ja przesadzam? – Udał urażonego. – Złapał groźnego przestępcę, wcześniej rozrysowując łączące go z ofiarami powiązania na wielkim arkuszu papieru, który ma zawieszony w gabinecie. Dobrze mówię?– Wuju, nie tylko ja robię notatki, które później pomagają mi rozwiązać sprawę. – Dewart czuł się nieswojo. Nie lubił być w centrum uwagi, przeciwnie, wolał trzymać się na uboczu, by w odpowiedniej chwili przejść do ofensywy. – Poza tym, wuj już tyle razy słyszał tę historię, że musi ją znać na pamięć...– Ja może i tak, ale nasi szacowni gospodarze i goście wielebnego opata na pewno są ciekawi szczegółów! – Pointstingl klasnął.– Umieramy wręcz z ciekawości! – Lubomski przyszedł mu w sukurs. – Panie komisarzu kryminalny, niech pan się nie opiera! Czekamy!Dewart zdał sobie sprawę, że wuj i zakonnicy nie odpuszczą, zaczął więc opowiadać, starając się oszczędzić najbardziej krwawych szczegółów. Kiedy skończył, nagrodzono go burzą braw.– Winszuję! – Opat był wyraźnie pod wrażeniem. – Wielka inteligencja i genialna dedukcja!– Jak mawiał święty Bernard, z pięciu różnorodnych pobudek uczy się człowiek – rzekł Lubomski. – Aby posiąść wiedzę, aby przez tę wiedzę siebie określać, aby tą wiedzą handlować, aby nią budować albo zostać zbudowanym[10]. Z pańskiej opowieści wynika, że pod tym konkretnym względem jest pan człowiekiem uśmiechnął się, w głębi duszy zastanawiając, co zakonnik miał na myśli, mówiąc o tym konkretnym względzie. Czyżby to, że pod innym czegoś mu brakowało? Ciekawe, ile wie – pomyślał, na głos zaś powiedział:– Bardzo dziękuję, ale dostrzegam niechybnie, że moje umiejętności zostały przecenione.– I jeszcze ta skromność. – Opat się uśmiechnął. – Cieszę się, że jest pan naszym gościem, panie Gustavie.– A ja bardzo dziękuję za zaproszenie. – Dewart skinął uprzejmie. – Przy okazji chciałem też wyrazić wdzięczność mojemu wujowi, który poprosił wielebnych ojców o schronienie dla mnie i to nie w byle jakim pokoju, bo samym apartamencie biskupim! – Zaśmiał się.– Ależ innej możliwości nie było! – Pallentin zawtórował śmiechem. – Pański wuj jest jednym z fundatorów nowych dzwonów, które już niedługo, w ramach dwustulecia konsekracji kościoła klasztornego zawisną na jego wieżach. Choćby z tego względu zasługuje na wdzięczność konwentu. Tym większą, że w ostatniej chwili wyłożył brakującą kwotę i to dosyć znacznych rozmiarów!– Dla mnie to również sama przyjemność, Gustavie – zapewnił Pointstingl. – Cieszę się, że chociaż w ten drobny sposób mogłem ci pomóc w tych ciężkich dla ciebie czasach.– Jeśli mogę prosić o wybaczenie... – Policjant poczuł się nagle ogromnie zmęczony. – Na mnie powoli już czas... – Wróciła myśl, by spakować walizki i wynieść się jak najdalej stąd. Czuł się jak Judasz, wdzięczył się do gospodarzy i wuja, a tymczasem nie był wcale zadowolony z pobytu w opactwie.– Jak zawsze powiedziałem za dużo, przepraszam... – westchnął Pointstingl. – Wielebny ojcze, kiedy poznamy pozostałych braci? – Zmienił temat.– Jak nakazał święty Benedykt: opat powinien stale jadać z gośćmi i pielgrzymami, chyba że jest ich mało, wówczas ma prawo do posiłku zaprosić tych braci, których zechce – odpowiedział Pallentin. – Jadalnia domu gościnnego ma jednak ograniczone możliwości, więc może kiedy indziej...– Inna reguła Benedykta mówi, że nie można być pijącym za dużo, nie można być żarłokiem, nie można też być ospałym ani leniwym – dodał Lubomski. – Dlatego i nam przyjdzie pora się z panami pożegnać.– Ależ wielebni ojcowie... – Pointstingl zaczął protestować, jednak jego głos zginął w hałasie otwieranych się w nich twarz młodego mnicha, na której malowało się przerażenie. Zakonnik podszedł bez słowa do opata, nachylił się nad nim i szepnął mu coś do ucha.– Panowie wybaczą, ale stała się rzecz straszna. – Pallentin 4Opat wypadł z jadalni jak burza, nic więcej nie mówiąc. Nawet ojca Lubomskiego zostawił w zupełnej niewiedzy. Zakonnik jednak nie protestował, widać było, że nie na próżno ślubował posłuszeństwo przełożonym. Szybko też otrząsnął się z czarnych myśli i przejął rolę gospodarza, próbując zabawiać który chwilę wcześniej myślał już tylko o kąpieli i grubej pierzynie, postanowił wytrwać i poczekać na powrót Pallentina. Spędził już w opactwie prawie dwa tygodnie, czas dłużył mu się niemiłosiernie, bowiem był przyzwyczajony do szybszego tempa życia. Nic więc dziwnego, że rozpatrywał sytuację z punktu widzenia kogoś, dla kogo najmniejsza nawet rozrywka jest na wagę na wuja. Ten nie wyglądał już na znudzonego. Dla niego to pewnie też kolejna atrakcja, chociaż przyjechał do Grüssau dopiero dwa dni temu i nie mógł się tak wynudzić, jak ja – uśmiechnął się w ożywił się do tego stopnia, że wszedł zakonnikowi w słowo i chwilę później zaczął chwalić się wiedzą o historii opactwa.– Benedyktyni z czeskich Opatovic pojawili się na tych ziemiach w 1242 roku, kiedy to księżna Anna ufundowała w Neuen[11] klasztor, wypełniając tym samym testament swojego męża Henryka II Pobożnego poległego w bitwie pod Liegnitz[12], kiedy bronił chrześcijaństwa przed Mongołami.– W Neuen? – zdziwił się Dewart. – Przecież to jakieś dwa kilometry stąd. Chyba się, wuju, pomyliłeś.– Nie! – Pointstingl triumfował. – Pierwszą lokalizację opactwa w Neuen potwierdzają wykopaliska archeologiczne przeprowadzone na początku naszego wieku. Obok obecnego kościoła filialnego pod wezwaniem świętego Wawrzyńca znaleziono relikty dawnych murów mogących być zabudowaniami klasztornymi. Ówczesna wieś nosiła nazwę Cresovbor lub Cressebor[13]. Później cystersi mieli tu stawy hodowlane...– Cystersi? – Dewart spojrzał zaskoczony na Lubomskiego. – Nie benedyktyni?– Cystersi – potwierdził zakonnik. – Benedyktynom musiało się tutaj źle powodzić, jako że nieco ponad pół wieku później za dwieście czterdzieści grzywien srebra sprzedali dobra wnukowi księżnej Anny, Bolkowi I Surowemu. A ten szybko sprowadził tu cystersów z opactwa w niedalekim Heinrichau[14].– Hipotezę, że pierwszy klasztor benedyktynów znajdował się w Neuen potwierdza też fakt, że przed wiekami nasz zakon na założenie opactwa wybierał tereny górzyste, a kościół świętego Wawrzyńca znajduje się na niewielkim wzniesieniu – zauważył Lubomski. – Cystersi z kolei osiedlali się na nizinach, nierzadko w miejscach niedostępnych, takich jak bagna, które następnie osuszali. Można więc przypuszczać, że z tego właśnie powodu porzucili Neuen i na swoją siedzibę wybrali Grüssau.– Dwunastu zakonników przybyło tu w sierpniu 1292 roku – opowiadał dalej wuj. – Miesiąc później spisano nadanie, w którym przekazano mnichom dwadzieścia dwie wsie. Nowemu opactwu nadano wezwanie Gratia Sanctae Mariae[15]. Niezwykle interesujący jest fakt, że Piastowie Śląscy, którzy ufundowali opactwo, nie zlokalizowali go w bogatym Schweidnitz, który był ich główną rezydencją, tylko w malutkiej wsi...– Liczyli, że cystersi doprowadzą do rozwoju tych terenów – wtrącił Lubomski. – Jak pokazały kolejne wieki, wykazali się nie lada mądrością i przenikliwością...Biali mnisi rozpoczęli działalność od wzniesienia kościoła – kilka wieków później rozebranego – potem od południa dołączyli do niego klasztor stworzony na planie czworoboku z otwartym dziedzińcem, postawili też szereg budynków gospodarczych, zamieniając teren opactwa w wielki plac budowy. Cystersi nie tylko otrzymywali dobra od kolejnych rodzin szlacheckich, ale sami też potrafili właściwie inwestować. Dzięki temu pół wieku później wzbogacili się o dwa miasta – Liebau[16] i Schömberg[17] – a posiadłości opactwa sięgały do Striegau, Jauer i Schweidnitz[18], były ówcześnie największymi na Śląsku, zaraz po dobrach rodziny panujących książąt.– Mała ciekawostka – rzekł wuj. – Przez całe wieki nazwa Grüssau dotyczyła tylko terenu otoczonego murem klasztornym, inne zaś zabudowania ciągnące się wzdłuż rzeki Zieder[19], od Neuen po Oberzieder[20] określano wcześniej jako Hermsdorfgrüss. Dopiero niedawno wieś przyłączono do opactwa, pozostawiając nazwę tego drugiego.– I bez terenu klasztornego Grüssau to bardzo duża wieś – zauważył Dewart.– Większa od niejednego śląskiego miasteczka. – Pointstingl się zaśmiał. – Jeśli dobrze pamiętam, zeszłoroczny spis wykazał ponad tysiąc pięciuset mieszkańców. Dla porównania dodam, że...W tym momencie drzwi do jadalni otworzyły się z hukiem. Mina stojącego w nich Pallentina mówiła sama za siebie.– Ojcze – opat zwrócił się do Lubomskiego – niesłusznie posądzaliśmy naszego brata o lenistwo. Zaraz po mszy zleciłem odszukanie Bronisława, aby go potem przykładnie ukarać... Właśnie go znaleziono... – Wstrzymał głos. – Martwego.– Martwego? – spytał Dewart, czując to specyficzne napięcie w brzuchu towarzyszące mu zawsze w pracy zawodowej.– Utopił się w kloace.– Wciąż tam jest?– Nie ruszaliśmy ciała – zapewnił Pallentin.– Jeśli wielebny ojciec pozwoli, chciałbym obejrzeć to miejsce – rzekł komisarz kryminalny. – Zanim przyjedzie miejscowa policja z pewnością minie trochę czasu...– Policja? – Opat wyglądał na przestraszonego.– To wszystko zależy od okoliczności...– Dobrze. Ojcze Wacławie, proszę zatelefonować na policję. – Pallentin podjął decyzję. – Miejsce to znajduje się w klauzurze, ale ze względu na wyjątkową sytuację pan jako przedstawiciel odpowiednich służb ma prawo tam wejść. – Spojrzał na Dewarta. – Chodźmy zatem!Rozdział 5Kiedy wyszli z domu gościnnego opata, w policjanta uderzył porywisty wiatr, tak silny, że niemal go przewrócił. Schylił się, aby dać odpór gwałtownym podmuchom, po czym ruszył za opatem. Minęli okazały kościół świętego Józefa, potem wozownię, kościół klasztorny i znaleźli się na ścieżce prowadzącej do głównego wejścia do tak zaaferowany wypadkiem, że nie zauważył wystających cegieł i kamieni, pozostałości po zachodnim skrzydle – jeszcze gotyckim – które ze względu na zły stan techniczny postanowiono w 1873 roku wysadzić w powietrze. To było ostatnie stadium kapitulacji opactwa, które na rozkaz króla Fryderyka Wilhelma III skasowano w 1810 roku, pół wieku po tym, jak Prusacy podbili Śląsk. W tamtym czasie majątek cystersów z Grüssau obejmował dwa miasta, czterdzieści dwie wsie i osiemnaście folwarków rozciągających się na powierzchni trzydziestu tysięcy klasztorny stał się świątynią parafialną, czterdziesty siódmy opat zaś – Ildefons Reuschel – objął probostwo już jako ksiądz diecezjalny, nie cysters. Smutny los spotkał także dom gościnny opata, który przejęło leśnictwo, w części klasztoru stworzono szkołę ludową. Później było już tylko gorzej: zerwano miedziane obicia kopuł nad mauzoleum, uszkadzając przy okazji dach samego kościoła, który naprawiono potem za pomocą gliny. Zarzucono też konserwację kamiennych rzeźb zdobiących fasadę dawnego kościoła klasztornego, co wkrótce doprowadziło do ich szczęście w 1919 roku – po ponad siedmiuset latach – historia zatoczyła koło i do Grüssau wrócili benedyktyni, tym razem z praskiego opactwa Emaus. Co prawda nie było ich tylu, co cystersów w najlepszych czasach – pięćdziesięciu pierwszej kategorii i nawet cztery razy tyle braci drugiej kategorii, czyli konwertów – ale i tak niemalże od razu zabrali się za remonty, prowadzili też badania nad historią opactwa. Ich działania ożywiły ruch pielgrzymkowy, czemu dodatkowo sprzyjał fakt, iż w 1924 roku konwent podniesiono do rangi opactwa.– Tędy. – Opat pokazał drogę, zupełnie niepotrzebnie, bo wystarczyło kierować się zapachem.– Czuję – rzekł Dewart, marszcząc nos.– Niech pan nie narzeka, można powiedzieć, że teraz to prawie w ogóle nie śmierdzi. – Stanął przed otwartymi na oścież drzwiami. – Kiedy się tutaj pojawiliśmy, stan klasztornych kloak wołał o pomstę do nieba a fetor po prostu przyprawiał o mdłości. Zamontowaliśmy nowe ubikacje i ułożyliśmy rury doprowadzające wodę.– Zatem skąd ten smród?– Stąd. – Wskazał zmrużył oczy, próbując dostrzec potrzebne szczegóły w ciemnościach rozpraszanych jedną słabą żarówką. Pomieszczenie podzielone było drewnianymi ściankami oddzielającymi poszczególne kabiny. W ostatniej nie było jednak muszli sedesowej, tylko drewniana pokrywa z okrągłą dziurą w środku, zamocowana dodatkowo na zawiasach i podnoszona w razie potrzeby.– Niech zgadnę, zostawiliście jedną, żeby mieć dostęp do odpływu, który co jakiś czas się zatyka? – spytał.– Dokładnie tak – westchnął Pallentin, pokazując na uniesione wieko, obok którego sterczały dwie obute nogi. – Gdyby ktokolwiek przypuszczał, że tak się stanie, rozwiązalibyśmy to inaczej...– Po szkodzie każdy jest mądry. – Dewart podszedł bliżej. – Posadzka też prosi się o remont – rzekł, stanąwszy na chyboczącej się płycie.– Żeby pan wiedział. Część płyt już wymieniliśmy, nawet się okazało, że jedna z nich to epitafium dawnego opata Tobiasa Hallera.– Epitafium? – Zaciekawił się.– Bracia ją oczyścili i umieścili w części korytarza przylegającej do zakrystii. Widocznie użyto jej do naprawy zniszczonej posadzki.– Szkoda, że nie tego konkretnego fragmentu – powiedział kąśliwie. – Na mój nos ojciec Bronisław śpieszył się za potrzebą, chcąc ją załatwić przed rozpoczęciem uroczystości. Pech chciał, że zahaczył o wystającą krawędź, potknął się i tak nieszczęśliwie przewrócił, że wpadł do kloaki, którą ktoś przypadkiem zostawił otwartą... Jak często trzeba udrożniać odpływ?– Często... Raz na tydzień co najmniej... Rura odpływowa jest już stara i zarośnięta...– To by się zgadzało. Jedyne pytanie, które mi się nasuwa, to...Nagle z głębi korytarza dobiegł tubalny głos. Chwilę potem w drzwiach stanął potężnej budowy mężczyzna w mundurze żandarma z głową łysą jak kolano. Za nim stał drugi policjant, niższy i z krótko przystrzyżonymi włosami.– Ojcze wielebny, zjawiłem się najszybciej, jak tylko się dało – mówił nieznajomy, a słowa odbijały się echem od ścian, sprawiając, że trudno było pojąć ich sens. – Poinformowano mnie, że jeden z braci miał wypadek.– Herr Obermeister, ojciec Bronisław został znaleziony w tej kloace. – Opat wskazał ręką na ostatnią kabinę.– Jacyś bezpośredni świadkowie?– Żadnych. Jak pan wie, mieliśmy dziś ważną uroczystość i wszyscy bracia byli bardzo zajęci... Podejrzewamy, że ojciec Bronisław śpieszył się, chcąc załatwić potrzebę przed mszą, potknął się na tej nierównej płycie – stuknął butem w posadzkę – i wpadł do kloaki. Dalszy bieg wypadków można sobie łatwo wyobrazić.– My, czyli wielebny ojciec i kto jeszcze? Ktoś tu był przed wielebnym ojcem?!– Kiedy ojciec Bronisław nie pojawił się na mszy, nakazałem jego odszukanie. Znalazł go jeden z braci i natychmiast mnie powiadomił. Nikt inny tutaj nie wchodził – odpowiedział Pallentin. – Nie licząc naszego gościa.– Gościa? – Dopiero teraz żandarm dojrzał postać Dewarta skrytą w cieniu pod ścianą. – Kto to?– Nasz gość – wyjaśnił opat. – Poprosiłem go o pomoc z racji...– Ja jestem komendantem powiatowej żandarmerii – wszedł mu w słowo – i to ja powinienem jako pierwszy oglądać to miejsce!– Oczywiście... – odparł Pallentin zdenerwowany. – Herr Obermeister, nie wiedziałem, że zjawi się pan tak szybko... Dlatego uznałem, że skorzystanie z pomocy pańskiego kolegi po fachu będzie dobrym pomysłem...– Kolegi po fachu? – Mężczyzna przejechał dłonią po łysinie. – Pan jest policjantem?– Komisarz kryminalny Gustav Dewart. – Wyciągnął rękę na przywitanie.– Starszy mistrz Felix Walsleben, komendant żandarmerii powiatu Landeshut. – Odwzajemnił gest, w jednej chwili zmieniając zachowanie. – A to starszy wachmistrz August Stenzel, miejscowy żandarm. – Przedstawił drugiego mężczyznę. – Herr Kriminalkommissar, proszę wybaczyć moje zachowanie, ale nie wiedziałem, że zjawił się pan już na miejscu... Zresztą...– Zresztą co? – Dewart wbił spojrzenie w komendanta.– Przepraszam, ale nie wygląda pan na policjanta... Zmyliło mnie to...– To? – Dotknął palcem prawego policzka, muskając opuszkami bliznę w kształcie cięciwy łuku biegnącą od kącika ust aż do skroni.– Nabawił się pan tego na służbie? – Przez Walslebena przemawiała zawodowa ciekawość.– Faktycznie wyglądam z tym jak oprych. – Zignorował pytanie. Nie miał ochoty uzewnętrzniać się przed nieznajomymi, nawet jeśli byli kolegami po fachu. Tym bardziej że szrama była pamiątką z zatrzymania, podczas którego zachował się jak ostatni żółtodziób i które w ostatecznym efekcie skończyło się tragicznie. Na samą myśl czuł nieprzyjemne skurcze w brzuchu.– Bardzo szybko ściągnęli pana z rejencji, jestem pod wrażeniem. – Walsleben prężył się jak struna.– Z rejencji? – Dewart był zaskoczony.– Z rejencji legnickiej, ma się rozumieć!– Nie przyjechałem z rejencji – wyjaśnił spokojnie. – Przebywam tutaj prywatnie, na wypoczynku...– Herr Kriminalkommissar, zatem wprowadził mnie pan w błąd! – W głosie Walslebena nie było już śladu uprzejmości.– Tak? – Dewart nie był z tych, co dają sobie dmuchać w kaszę. – Mianowicie kiedy wprowadziłem pana w błąd?– Twierdząc, że jest pan z rejencji legnickiej – wycedził.– Nie mówiłem, że jestem z rejencji legnickiej – odrzekł ostro.– Dał pan to do zrozumienia...– Nikomu niczego nie dawałem do zrozumienia – odparował komisarz kryminalny. – To pan wyciągnął pochopne wnioski. Ale to już nie moja wina, prawda?– Panowie... – westchnął opat.– Herr Obermeister, nie powinniśmy chyba toczyć proceduralnych gierek, tylko wesprzeć wielebnego ojca i pozostałych braci w tej trudnej dla nich chwili. – Dewart zmienił front. – Poproszono mnie jako gościa o pomoc, której udzieliłem. Ale, jak już obaj wiemy, moja obecność tutaj ma charakter nieoficjalny i to pan, jako komendant miejscowej żandarmerii prowadzi sprawę. Skądinąd niezwykle fachowo, jak zdążyłem się już przekonać.– Tak pan uważa? – W głosie Walslebena dało się wyczuć satysfakcję.– Rozpytanie, które zdążył pan już przeprowadzić, oceniam jako pierwszorzędne.– Niezwykle miło słyszeć to z ust funkcjonariusza tak wysokiego stopniem. Dziękuję! – Trzasnął obcasami.– Bardzo proszę. – Dewart delikatnie się uśmiechnął.– Jeśli i ja mógłbym wykorzystać pańską obecność i poprosić o opinię?– Już ją pan usłyszał. Nieszczęśliwy wypadek na nierównej posadzce. Jedyne, co bym jeszcze na pańskim miejscu zrobił, to rozmowa z bratem, który znalazł tego nieszczęśnika.– Oczywiście, zamierzałem taką przeprowadzić! – rzekł szybko. – Stenzel!– Jawohl! Tak jest! – Starszy wachmistrz zasygnalizował gotowość do pracy.– Przyprowadzić świadka! – wrzasnął. – Za pozwoleniem wielebnego ojca, oczywiście – dodał błyskawicznie.– August nie musi się fatygować. Brat Dominik oczekuje na nas w refektarzu – rzekł Pallentin. – Tędy, panowie...Tak, jak przewidywał Dewart, rozmowa z mnichem, który znalazł denata, nic nie wniosła do sprawy. Chwilę później policjanci – już na placu przed klasztorem – zgodnie ustalili, że śmierć ojca Bronisława była wynikiem wypadku i co za tym idzie, wzywanie funkcjonariuszy policji kryminalnej było niepotrzebne.– Herr Kriminalkommissar, jestem ogromnie wdzięczny za pańską nieocenioną pomoc. Tym bardziej, że poświęcił pan dla mnie i braci czas przeznaczony na... – Walsleben zrobił krótką pauzę – urlop. Wielebny ojcze, wiemy już wszystko. Pozostaje mi się pożegnać, życząc sobie i wielebnemu ojcu, aby nasze kolejne spotkanie wyniknęło z innych powodów.– Życzmy sobie tego wszyscy. – Opat położył ręce na piersi. – Dziękuję panom za pomoc. Jak mawiał święty Benedykt, człowiek mądry daje się poznać w kilku obrócili się na pięcie i ruszyli w kierunku bramy. Pallentin pożegnał się z Dewartem, tłumacząc, że musi zlecić zajęcie się ciałem patrzył na Walslebena – który wyprzedzał podwładnego o pół kroku – mając nieodparte wrażenie, że jego obecność tutaj mocno podrażniła ambicję komendanta, tym bardziej że był od niego o wiele wyższy stopniem. Z drugiej strony starał się go zrozumieć, też nie byłby zadowolony, gdyby pałętał mu się pod nogami jakiś obcy funkcjonariusz.– Narzekałem na nudę, to mam, czego chciałem – westchnął, kierując się w stronę domu gościnnego 6Dom gościnny opata – przypominający barokowy pałac – nazywano też domem zielonym, za sprawą koloru tynków nałożonych na elewacje w XIX wieku. Na każdej z trzech kondygnacji znajdowały się cztery wielkie izby. Parter mieścił kuchnię, jadalnię, pralnię i pomieszczenie gospodarcze, wyżej ulokowane były pokoje dla gości. Zarówno korytarze, jak i klatkę schodową zdobiły obrazy świętych oraz opatów. Na pierwszym piętrze, na specjalnym postumencie stał też niezwykle okazały kielich mszalny – Emmanuel – który w 1733 roku, z okazji pięćdziesięciolecia ślubów zakonnych, podarowano opatowi Innocentemu Fritschowi. Niecały wiek później został skonfiskowany – jak cały majątek opactwa – przez państwo pruskie. Na szczęście udało się go wykupić, zrobił to ostatni cysterski opat Ildefons Reuschel, poświęcając na to otrzymaną od państwa rentę, za którą też zorganizował dla biednych kuchnie wydające obiady w Grüssau, Schömbergu i Landeshut. Już jako zwykły proboszcz, mimo sędziwego wieku, do parafian rozsianych po okolicznych wsiach chodził na biskupi, który oddano Dewartowi do dyspozycji, mieścił się w południowo-zachodnim narożniku domu, na drugim piętrze. Miał kształt prostokąta, krótsza ściana liczyła prawie sześć metrów, dłuższa siedem. Pokój mieścił ogromne łoże, sekretarzyk, stół, cztery wygodne krzesła, szezlong, dwie szafy i kominek wyłożony misternie zdobionymi kaflami. Posiadał też własną łazienkę – z wielką żeliwną balią – do której wiodły przestronne drzwi. W ciągu dnia światło słoneczne wpadało przez cztery szerokie okna, dając przy okazji dużo ciepła. Gorzej było w nocy, a szczególnie nad ranem, kiedy wygasły kominek nie ogrzewał już pomieszczenia, co Dewartowi mocno doskwierało, był bowiem zmarzluchem.– I to kolejny argument, żeby pojechać gdzieś indziej – westchnął, przypomniawszy sobie, że Grüssau leżało w najzimniejszej sudeckiej kotlinie, a to za sprawą korytarza powietrznego ciągnącego się tutaj aż spod odległej o ponad dwadzieścia kilometrów Schneekoppe[21]. Gdy stamtąd wiało, robiło się naprawdę mroźno. Sam szczyt policjant podziwiał codziennie z okien apartamentu. Z nim, jak i z całymi Riesengebirge[22] wiązało się tyle przyjemnych wspomnień...Teraz jednak było widać tylko liche światła okolicznych domostw. Dewart zasłonił szczelnie kotary – nie lubił, gdy słońce budziło go zbyt wcześnie – po czym sprawdził ustawienie butów pod ścianą. Poprawił jedną z par tak, aby od innych dzieliła ją dokładnie taka sama odległość, którą odmierzał na dwa palce. Jeszcze nie tak dawno nie był taki pedantyczny, ba, niegdyś trudno było znaleźć większego bałaganiarza. Ale to się zmieniło, tego jednego dnia, a właściwie jednej uciec myśli, która się nagle pojawiła, ale z doświadczenia wiedział już, że będzie to trudne. Ruszył do łazienki, mając nadzieję, że pomoże mu w tym kąpiel, lecz jego wzrok padł na wielki obraz zawieszony nad wezgłowiem. „Koronację św. Józefa z widokiem na uroczystość założenia bractwa św. Józefa w Grüssau” w 1669 roku namalował klasztorny malarz Marcin Leistritz – autora zresztą widać było na obrazie, klęczał w lewym dolnym rogu ubrany w cysterski habit wyposażony w paletę. Obok niego znajdował się jego brat Zygmunt, utalentowany rzeźbiarz i snycerz. Na czele tłumu złożonego z członków bractwa stał opat Bernard Rosa, dalej widać było też klasztorną orkiestrę z trąbami i bębnami oraz członków chóru z nutami w św. Józefa było efektem odnowy życia religijnego katolików, którą przyniosła ze sobą kontrreformacja. W prowincji śląskiej pierwszą taką wspólnotę – 19 marca 1669 roku w Grüssau – założył opat Rosa. Jego członkowie szczególnie modlili się o śmierć w dobrej chwili, co było pewnie spowodowane okropnościami niedawnej wojny trzydziestoletniej, późniejszego potopu szwedzkiego, ciągłych najazdów Turków czy różnego rodzaju epidemii dziesiątkujących miasta i wsie całej Europy. Rodzinom zamieszkującym te tereny bractwo miało dawać przykład, jak należy postępować – wzorem była tu święta rodzina. Dlatego właśnie opat Rosa na obrazie trzymał kartkę, na której można było rozpoznać Maryję, Józefa i Jezusa.– Święta rodzina – westchnął Dewart. Rodzina... Odkąd pierwszy raz położył walizki na łóżku i spojrzał na obraz, wielokrotnie myślał o swoich nagły ścisk w żołądku. Nabrał głęboko powietrza, wypuścił je po chwili, powtórzył to kilka razy, jednak nie pomogło. Ogarnął go taki smutek, że zarzucił myśl o kąpieli i, nie przebierając się, położył do łóżka, mając przy tym nadzieję, że zaśnie, zanim wyobraźnia zdąży sięgnąć po obrazy, które od tak dawna bezskutecznie próbował wyrzucić z 7Środa 19 grudnia 1934Dewart obudził się zlany potem, zanim jeszcze na dworze zaczęło się robić jasno. Jak niemalże co noc dręczyły go koszmary, dlatego przez dłuższą chwilę leżał jeszcze w łóżku pod pierzyną, szczękając przy tym zębami, jako że ogień w kominku już dawno kwadrans rozpamiętywał wydarzenia poprzedniego wieczora – szczególnie starcie z komendantem miejscowej żandarmerii. Nawet tu, na końcu świata, zaledwie kilka kilometrów od granicy z Czechosłowacją, z dala od dużych miast, szefów prowincji czy rejencji, nadepnął komuś na odcisk. Ale cóż, taką już miał urodę – jak zwykła mawiać jego babcia – że zamiast trzymać gębę zamkniętą na kłódkę, wolał mielić ozorem. Inna rzecz, że tak właśnie został wychowany: aby zawsze walczyć o swoje i nie pozwolić innym sobą pomiatać, nawet jeśli byli wyżej ulokowani w hierarchii społecznej czy zaczął kręcić rękoma młynki, aby w ten sposób się rozgrzać. Ponieważ efekt był mizerny, poczłapał do łazienki, by ochlapać się lodowatą wodą. Pomogło o tyle, że przynajmniej otrząsnął się z resztek wrócił do apartamentu i zaczął się ubierać, poczuł nagle czyjąś obecność. Rozejrzał się nerwowo, ale w pokoju nikogo nie było. Sprawdził nawet drzwi, cały czas były zamknięte na klucz, który tkwił w zamku, tak, jak zostawił go wczoraj wieczorem. Wtem zamarł, widząc w lustrze diaboliczną twarz mężczyzny z włosami czarnymi jak węgiel, ubranego w równie ciemny kaftan obleczony białym odwrócił się w tę stronę, po czym zaśmiał się raz, drugi, by chwilę potem zanieść się śmiechem. Owa twarz, która tak go przestraszyła, to nie było nic innego, jak odbicie w lustrze portretu Angelusa Silesiusa[23], znanego śląskiego poety religijnego epoki baroku, czytanego zarówno przez protestantów, jak i katolików, przez tych pierwszych najpewniej do 1653 roku, kiedy to – w wieku dwudziestu dziewięciu lat – przeszedł na katolicyzm. Słynął z niezwykle ostrych poglądów kontrreformatorskich – włącznie z żądaniami rekatolicyzacji Śląska – co skończyło się pogróżkami ze strony innowierców. W 1682 roku w Glatz[24] na polecenie opata Bernarda Rosy wydano „Drogę Krzyżową w Grüssau”, do której Silesius stworzył pieśni. Dewart otrzymał nawet egzemplarz od Pallentina, ale nie znalazł czasu, aby nawet do niego się pod nosem z samego siebie, policjant ubrał się, następnie zszedł na śniadanie, które tym razem zjadł w samotności, wuj bowiem w jadalni się nie pojawił. Potem postanowił zrobić sobie krótką wycieczkę na górę św. Anny znajdującą się na wschód od opactwa. Wiele osób polecało mu tamtejszy punkt w gruby kij ruszył w drogę. Chwilę po opuszczeniu murów opactwa dotarł do kamiennego mostka przerzuconego nad rzeką Zieder, przypatrując się przez moment stojącej na nim figurze świętego Jana Nepomucena. Z tego miejsca widział też górę św. Anny i stojący na niej kościół pod wezwaniem tejże patronki – opiekunki małżeństw, górników złota i tkaczy. Była to już trzecia świątynia w tym miejscu. Pierwsza stała tu na początku XVI wieku, w 1686 roku zaś opat Bernard Rosa wzniósł na jej miejscu nową, większą. Kilkanaście lat później jego następca – opat Dominik Geyer – wybudował pięć słupów świętej Anny wzdłuż drogi prowadzącej do kościoła. Jednak za sprawą przywileju nadanego przez papieża Klemensa XI, na którego mocy zmierzający do niego pątnicy mogli uzyskać odpust zupełny, pojawiła się potrzeba postawienia jeszcze większej świątyni. Inwestycja zajęła rok i kosztowała 1216 po minięciu ostatnich domostw droga zaczęła się ostro piąć w górę, Dewart mógł więc zrobić użytek z kija. Oceniał, że opactwo od góry dzieliło może półtora kilometra, może dwa, zdążył się więc solidnie zmęczyć. Kiedy dotarł do czwartego słupa – Narodzenia Najświętszej Maryi Panny – postanowił odpocząć i nasycić oczy widokami. Rozpościerała się stąd przepiękna panorama nie tylko Grüssau i opactwa, ale także Rabengebirge[25], jak i samych Riesengebirge z górującym szczytem Schneekoppe. Dzięki lornetce, którą zawsze zabierał ze sobą na górskie wędrówki, mógł nawet rozpoznać budynek obserwatorium – wybudowany w latach 1899-1900 – będący trzykondygnacyjną wieżą z dwoma tarasami na dachu, mającą szesnaście metrów wysokości. Był tam już kilka razy i wiedział, że drewnianą konstrukcję wzmocniono długimi metalowymi śrubami, aby zaś budynek nie pofrunął z wiatrem, pod dolnym tarasem umieszczono balast w postaci pięciu ton kamieni, wszystko zakotwiczone do gruntu stalowymi linami.– Szczęść Boże!Na dźwięk tych słów Dewart aż się wzdrygnął.– Daj Boże – odparł po chwili. – Ależ mnie ojciec Wacław zaskoczył! – Uśmiechnął się kwaśno, zdawszy sobie sprawę, że musi wyglądać jak przestraszone dziecko.– Gdybym wiedział, to krzyknąłbym z daleka. – Zaśmiał się radośnie. – Podziwia pan widoki?– Tak – potwierdził. – Chce ojciec skorzystać z lornetki?– Nie trzeba. To, co dostrzegam oczami, daje mi wystarczająco dużo radości. Nie muszę się posiłkować żadnymi wynalazkami.– Ale lornetka to nic takiego...– O radiu też tak mówiono – skontrował. – Podobno także obraz można już przesyłać na odległość...– Ojciec jest na bieżąco, jak słyszę. – Dewart próbował ukryć ironię, ale nie do końca mu się to udało.– A dlaczego miałbym nie być? – odciął się momentalnie. – Bycie zakonnikiem nie oznacza jeszcze całkowitego odcięcia się od świata.– Właśnie, ojców i braci nie obowiązuje klauzura?– Opiekuję się kościółkiem świętej Anny i czasami go odwiedzam, żeby zobaczyć, czy nie trzeba przy nim wykonać jakichś prac.– I akurat dzisiaj wypadł ojcu dyżur... – Dewart powiedział to raczej do siebie. – Skoro już się spotkaliśmy, to czy mógłby mi ojciec opowiedzieć coś o ojcu Bronisławie?– Co chciałby pan wiedzieć? – spytał podejrzliwie.– Czym się zajmował w klasztorze... Jakie zadania mu ostatnio przydzielano... Czy był powszechnie lubiany... A może miał wrogów?– Wrogów? – Mnich zaśmiał się głośno. – Herr Kriminalkommissar, rozumiem, że charakter pańskiej pracy zawodowej narzuca pewien tok rozumowania, ale...– Ale?– U benedyktynów, jak w każdej wspólnocie zakonnej, obowiązują ścisłe reguły. Każdy zakonnik składa przyrzeczenie stałości, obyczajów monastycznych i posłuszeństwa. Robi to przed Bogiem i jego świętymi, żeby wiedzieć, że złamanie tego ślubowania oznacza potępienie ze strony tego, z którego szydzi.– Kiedy ja nie pytam o ślubowanie Bogu, tylko o relacje międzyludzkie – zauważył Dewart.– Bracia mają się wzajemnie miłować, szanować i być sobie posłusznymi, bo właśnie drogą posłuszeństwa zmierzają ku Bogu.– Czyli żaden z braci nie mógłby żywić do ojca Bronisława urazy? – Nie dawał za wygraną.– Nawet za murami klasztoru jesteśmy tylko ułomnymi ludźmi. – Uśmiechnął się pobłażliwie.– Czy ta uraza mogłaby być wielka?Zakonnik zaprzeczył gwałtownym ruchem głowy.– A czym ojciec Bronisław się zajmował? – pytał dalej policjant.– Oprócz zwykłej posługi kapłańskiej także stolarką i ciesielką – odpowiedział. – W dzisiejszych czasach to coraz trudniejsze, ale staramy się być samowystarczalni – dodał, widząc pytające spojrzenie rozmówcy.– Mam wrażenie, że ojciec w ogóle nie jest zdziwiony charakterem moich pytań. – Dewart zmienił nagle temat.– A powinienem być?– Moja ciekawość mogłaby przecież sugerować, że wersja o wypadku nie jest jedyną, jaką rozważam. Co za tym idzie: podejrzewam morderstwo – powiedział wyzywająco.– To pan jest specjalistą od roboty kryminalnej, nie ja – odparł spokojnie zakonnik. – Poza tym wyczuwam w pańskim głosie agresję. Teraz ja z kolei mógłbym zapytać, czy zrobiłem panu coś złego, wyrządziłem jakąś krzywdę, ale wiem doskonale, że nie, bo przecież znamy się dopiero od kilku dni i rozmawiamy może piąty raz w życiu. A ponieważ reprezentuję niejako Pana Boga, skoro więc tak mnie pan traktuje, to by oznaczało, że ma jakiś żal do zacisnął gniewnie usta. Krzysztof nie lubi rutyny, zależy mu na odkrywaniu nowych miejsc i ludzi. Taki mężczyzna jest bardzo dokładny i skoncentrowany na swojej pracy, potrafi przywiązać się do jednego pracodawcy. Oczywiście jako patron kierowców Krzysztof lubi także jazdę samochodem, jednak koncentruje się na bezpieczeństwie na drodze .
Archiwum Krzysztof Gadowski, Poseł na Sejm RP, Platforma Obywatelska Biblijny król Salomon znany był ze swojej mądrości, analitycznego myślenia i umiejętności rozwiązywania nawet najbardziej zawiłych problemów. Wszyscy jednak pamiętamy powiedzenie, że z pustego nawet Salomon nie naleje. Stan naszego bezpieczeństwa energetycznego chwieje się w posadach od dłuższego czasu. Rosyjska napaść na Ukrainę jeszcze bardziej ten stan pogłębiła. Wojna stała się wygodnym wytłumaczeniem kilku lat zaniedbań oraz brakiem strategii zapewniającej nam bezpieczeństwo energetyczne. Ceny prądu biją kolejne rekordy, nie wspominając już o węglu, który nie dość, że jest drogi, to ciągle go brakuje i to również tu, na Śląsku. Inflacja, która w połowie lipca osiągnęła poziom proc. skutecznie demoluje domowe budżety, które są już drenowane wysokimi ratami kredytów i opłatami za media. Na te wszystkie problemy i bolączki świetne rady mają politycy PiS. Czołowi politycy rządu byli na tyle uprzejmi i wspaniałomyślni, że podzielili się z nami „złotymi myślami”, które mają nam wszystkim zapewnić łatwe przetrwanie kryzysu. I tak dla przykładu: minister edukacji i nauki doradza nam, aby „jeść trochę mniej i trochę taniej”, prezydent doradza „zaciskanie zębów i więcej optymizmu”, premier pogania nas z ocieplaniem domów, w miarę możliwości jeszcze przed sezonem grzewczym, a minister klimatu i środowiska zachęca do zbierania chrustu. Przy okazji możemy zebrać trochę mchu na ocieplenie, a jeśli będziemy mieć wystarczająco dużo szczęścia, to trafimy do leśniczego na obiad. Przytaczanie pomysłów radnej, która lubi grać w golfa, sobie i Państwu daruję. Może jednak tych „świetnych” rad wystarczy? Może w końcu warto podjąć jakieś realne działania, drogi rządzie? Z pustego i Salomon nie naleje. Może czas ustalić do kogo należy rozwiązanie tego problemu? Dlaczego Ministerstwo Aktywów Państwowych przerzuca się z Ministerstwem Klimatu i Środowiska kompetencjami dotyczącymi sprowadzania węgla do Polski? Chaos i bałagan, w cieniu którego toczy się spór o to, kto doprowadził do podbramkowej sytuacji z dostępnością węgla odbija się na nas wszystkich. Festiwal przerzucania się odpowiedzialnością, karuzela kadrowa w spółkach elektroenergetycznych oraz nieprzemyślane inwestycje odwracają uwagę od głównego problemu – braku ponad 4,5 milionów ton węgla na tegoroczny sezon grzewczy dla odbiorców indywidualnych oraz sektora komunalno-bytowego. W obliczu tych faktów żarty z chrustu przestają być już śmieszne, bo o ile uda się jakimś cudem zakupić takie ilości węgla, to pozostaje problem jego importu, rozładunku i przewozu na terenie kraju. Od podpisywanych przez prezydenta ustaw w magiczny sposób nie przybędzie nam surowców. Ktoś przespał ważny moment, żeby dostosować nasze bezpieczeństwo energetyczne do dynamicznie zmieniających się globalnych trendów. Wydawało się, ze okres lata i wakacji będzie czasem beztroskiego wypoczynku. Okazuje się, że nie dla wszystkich. Większość z nas będzie martwić się o to, czym ogrzeje swój dom w zimie oraz czy wystarczy na to wszystko pieniędzy.
Po wojnie w latach 1945–1946 przebywał w Brukseli i Paryżu, w 1946 urodził się jego syn, także Konstanty Ildefons (który mieszka obecnie w Darwin (Australia). Do Polski powrócił w 1946 i zamieszkał w Krakowie. W tym samym roku napisał między innymi Powrót do Eurydyki, Liryka, liryka, tkliwa dynamika, Zaczarowana dorożka (tom
Charakter Krzysztofa pasjonuje wszystko, co związane z życiem. Jest bardzo aktywny, toteż trzeba mu dawać możliwość samorealizacji. Jest ekstrawertykiem, otwartym na świat, ale jednocześnie zdolnym do refleksji, gdy trzeba. Nie ulega wpływom. Groźbami nie zmusi się go do działania, trzeba umiejętnie go zachęcić. Potrzebuje zrozumienia i miłości, nawet, jeśli sprawia wrażenie nieprzystępnego. Ciągle szuka znajomości, bowiem łatwo ją sobie zraża. Gdy następują chwile próby, wtedy można liczyć na niego, jest opanowany, spokojny, wytrwały, dociekliwy. Krzysztof to ktoś, kto stanąwszy nad rzeką musi sam sprawdzić, co jest po jej drugiej stronie. Krzysztofów pociąga to, co nieznane. Są ciekawi świata, dużo wędrują, potrzebują w życiu ciągłych zmian. Jest wśród nich wielu podróżników i odkrywców nowych szlaków, wielu wynalazców i nowatorów. Są wrogami zastoju, barier i zakazów. To, co niedostępne, pociąga ich najbardziej. Przy tym nie są sztywni w swoich planach. Łatwo zmieniają decyzje i porzucają swoje wcześniejsze zamiary, jeżeli coś "nie wypali". Wiele rzeczy w życiu robią "na próbę" i w wielu miejscach przebywają tylko tymczasowo, jakby tam wpadli tylko na chwilę. Bywa, że i we własnym domu są gośćmi! Zwykle interesuje ich parę rzeczy naraz i usiłują w życiu robić karierę w kilku konkurencjach. Są zwolennikami nowości i postępu. Ludzie o bardziej statecznym usposobieniu mogą im zarzucać nieporządek i nadmiar improwizacji. Krzysztofowie lepiej się sprawdzają tam, gdzie chodzi o pomysły, popisy i wyczyny, a już gorzej tam, gdzie sukces zależy od systematycznego wysiłku. Bardzo im pomaga też to, że łatwo sobie zdobywają sympatię i przyjaźń ludzi. Tak się bowiem składa, że inni Krzysztofom chętnie ufają. Inne formy Krzycho, Krzysiek, Krzysio, Krzysztofek, Krzyś Zdrobnienia Krzysiek, Krzysio, Krzyś, Krzysiulek, Krzychu, Krzycho, Krzysztofek, Krzysieńko, Krzysinek W innych językach Przysłowia i powiedzenia Nie mamy żadnych przysłów z tym imieniem. Napisz, jeśli jakieś znasz! Rodzice z dziećmi o tym imieniu Mama Juniora, maja222, ewa1110, ewak1975, 2iza, frosti, sylwia8977, mamaKrzysia, 19inna89, Jokan, GosposiaTerenia, Agnieszka896, Caroline1810, mamaolka, wiktorieczka, dorota31000, mamusia_krzysia, IwonkaJulka, o0madzia0o, Alicja Warchoł, majka190382, wisienka1563, Jagna82, sas_anka74, madziulllaaaa, kabi18, margaritka1984, dzwiedzica, ArTykulacja, olgaenen, Elowatość, PotrujnaMama, justynakozyra19, Znaczenie imienia niosący Chrystusa Inne dane KolorNiebieski Liczba5 Znak ZodiakuWodnik Kamieńobsydian śnieżny PlanetaMerkury Patron Św. Krzysztof (III w.), męczennik, żołnierz rzymski Znani ludzie Krzysztof Komeda, muzyk jazzowy Krzysztof Kowalewski, aktor Christoph Kreuzer, holenderski skoczek narciarski, austriackiego pochodzenia Krzysztof Krawczyk, piosenkarz, kompozytor Christopher Lamb, amerykański skoczek narciarski Chris Lowe, muzyk (Pet Shop Boys) Krzysztof Materna, konferansjer i satyryk telewizyjny Christoph Metzelder, niemiecki piłkarz, grający na pozycji obrońcy Najnowsze komentarze 2015-06-26 14:18:14 "Im na Krzysztofa większe pogody, tym zimą sroższe nastaną lody". 2015-01-05 18:27:55 fajne imię dla broja popadającego w kłopoty szukającego szczęścia i kochającego ojca :) 2014-04-22 21:51:02 Krzysztof miły i fajnowy wszyszczy go lubiejom
W Ebookpoint znajdziesz: Imię Pani. Misja, autor: Krzysztof Koziołek, wydawnictwo: Manufaktura Tekstów. Produkt dostepny w formacie: Ebook. Pobierz i przeczytaj
Imię Krzysztof wywodzi się z greki, gdzie słowo „Christophoros” znaczy tyle co „niosący Chrystusa”. W początkowym okresie chrześcijaństwa było to określenie osoby nawróconej. Krzysztof obchodzi imieniny 2 marca, 5 marca, 15 marca, 14 kwietnia, 21 maja, 25 lipca, 20 sierpnia, 23 września i 31 października. Krzysztof w innych językach Angielskim odpowiednikiem imienia Krzysztof jest Christopher lub Chris, francuskim Christophe, hiszpańskim Cristobal, niemieckim Christof, włoskim zaś Cristoforo. Znani Krzysztofowie Patronem tego imienia jest święty Krzysztof, który żył w III wieku, za czasów cesarza Trajana Decjusza. Pochodził on z Licji. Według tradycji, święty Krzysztof miał być olbrzymem, który zajmował się przenoszeniem pielgrzymów przez rzekę. Pewnego dnia przydarzyło się mu coś wyjątkowego – przeniósł na swoich barkach dziecko, którego ciężar był tak ogromny, że siłacz upadł. Wtedy okazało się, że dzieckiem był sam Chrystus. Powiedział on Krzysztofowi, że właśnie dźwigał na swoich ramionach cały świat. Święty Krzysztof jest czczony przede wszystkim jako patron kierowców, ale także podróżników, pielgrzymów czy żeglarzy. 25 lipca, w dzień świętego Krzysztofa, w Polsce obchodzi się Dzień Bezpiecznego Kierowcy. Wówczas kapłani święcą samochody wiernych, a także medaliki i pamiątki z wizerunkiem świętego Krzysztofa, które potem umieszcza się w pojazdach w celu zapewnienia bezpiecznej podróży. Sławni mężczyźni o tym imieniu to na przykład: Krzysztof Kolumb (odkrywca Ameryki), Christopher Marlowe (pisarz), Chris Paul (koszykarz), Krzysztof Kamil Baczyński (poeta), Krzysztof Arciszewski (generał, żeglarz), Krzysztof Antkowiak (piosenkarz), Krzysztof Kieślowski (reżyser), Krzysztof Klenczon (muzyk), Krzysztof Ibisz (prezenter), Krzysztof Cugowski (muzyk), Krzysztof Hołowczyc (kierowca rajdowy), Krzysztof Kolberger (aktor). Jaki jest Krzysztof? Choć Krzysztof zwykle jest mężczyzną bardzo towarzyskim i łagodnym, w trudnych sytuacjach potrafi okazać agresję i niezadowolenie. Co więcej, jeśli coś idzie nie po jego myśli, może uruchomić swoją skłonność do dominacji. Mimo to Krzysztof dobrze sprawdza się w roli życiowego partnera, potrafi opiekować się swoją rodziną. Jest bardzo uczuciowy, lubi pomagać innym. Często angażuje się w działania społeczne. Krzysztof jest również niezwykle zaradny, nie boi się życiowych zmian i chętnie podejmuje nowe wyzwania. Zwykle przypisuje się mu zamiłowanie do dalekich podróży, mężczyzna o tym imieniu ma bowiem w sobie ogromną ciekawość świata i potrzebę samorozwoju.

Krzysztof Dymiński zaginął bez śladu. "Nie ma żadnego dowodu, że nie żyje". "Nie ma żadnego dowodu, że nie żyje". Dramatyczne poszukiwania 16-letniego Krzysztofa Dymińskiego. 16-letni

Krzysztofa pasjonuje głównie życie. Jest bardzo aktywny, pomysłowy, pewny siebie a jednocześnie zdolny do refleksji. Chętnie dzieli się z otoczeniem swoimi przemyśleniami oraz odczuciami. To bardzo miły, towarzyski i otwarty na świat człowiek. Lubi ryzyko oraz przygody, dlatego angażuje się w ciekawe działania. Niestety interesuje się zbyt wieloma rzeczami na raz i wszystko próbuje zrobić w jednym czasie. Nie ulega przy tym wpływom. Groźbami nie zmusi się go do działania, trzeba umiejętnie go zachęcić. Krzysztof pozostaje wierny w bliskich relacjach międzyludzkich. Należy jednak zachować przy nim szczerość, ponieważ bezbłędnie wyczuwa człowieka, a nie toleruje kłamstwa ani obłudy. Pochodzenie imienia Krzysztof Krzysztof jest to imię pochodzenia greckiego, od słów Christos (Chrystus) i phero (nieść). Oznacza: niosący (w sobie), wyznający Chrystusa. Rodzina i miłość To dokonały mąż i ojciec. Posiada niezbędne do tego predyspozycje i cechy charakteru. Zarówno miłość, jak i nienawiść dojrzewają w nim długo, za to są trwałe. Gotowy jest walczyć o dominację w związku, tak w sprawach codziennego podejmowania decyzji, w sferze uczuciowej, jak i w dziedzinie seksu. Niestety opiekuńczość rozwija się u niego równolegle do pragnienia agresji. Silna zmysłowość przez całe życie sprawia mu problemy i może być motorem wielu niechcianych zdarzeń. Bez wątpliwości jest jednak czułym i stanowczym ojcem. Od partnerki natomiast oczekuje zrozumienia i miłości – wówczas pozostaje wiernym i idealnym partnerem. Nawet jeśli czasem sprawia wrażenie nieprzystępnego – jak to mężczyzna! Imieniny Krzysztofa Krzysztof imieniny obchodzi 2, 15 marca, 14 kwietnia, 25 lipca, 20 sierpnia, 25 września, 1, 31 popularną datą obchodzenia imienin Krzysztofa jest 25 lipca. Życie towarzyskie Krzysztof to bardzo aktywny, a jednocześnie zdolny do refleksji mężczyzna. Chętnie dzieli się z otoczeniem swoimi przemyśleniami oraz odczuciami. To bardzo miła osoba, towarzyska i otwarta na świat. Jest jednak odporny na wpływy innych i groźby nie odnoszą wobec niego żadnego skutku. Co innego umiejętna zachęta, zwłaszcza złożona z racjonalnych argumentów. Przekorność jest mu obca, ale potrafi łamać zakazy. Pociąga go to, co niedostępne, tajemnicze i zakazane. Jest pewny siebie, lubi przygody – to zdecydowanie człowiek czynu. Przy nim nie grozi nuda ani monotonia, więc warto być jego przyjacielem. Krzysztof pozostaje wierny w bliskich relacjach międzyludzkich. Cieszy się zatem zaufaniem i sympatią. Przy tym łatwo zjednuje sobie ludzi. Należy jednak być z nim szczerym, ponieważ posiada wyczucie psychologiczne, a nie toleruje kłamstwa i obłudy. Praca i kariera zawodowa Krzysztof jest bardzo ciekawy życia i przy tym ruchliwy. Kocha podróże, które są dla niego sposobem na uchwycenie sensu istnienia i zaspokojeniem pociągu do zmian. Pewne dziedziny jego życia musi jednak cechować trwałość, np. pracę. Krzysztof wiele uwagi poświęca wyborowi swojej drogi zawodowej, a gdy już się zdecyduje, z trudem przestawia się na inne tory. Nie jest skłonny do przekwalifikowania się i przeżywa to bardziej niż inni. Sukcesy osiąga zarówno dzięki ciężkiej pracy, jak i szczęściu. Zdarza mu się rozpamiętywać niepowodzenia i porażki, lecz szybko o nich zapomina, jeśli na horyzoncie pojawi się nowe wyzwanie. Lubi ryzyko i chętnie angażuje się w ciekawe projekty. Niestety interesuje się zbyt wieloma rzeczami na raz i wszystko próbuje zrobić w jednym czasie – zdarza się, iż pracodawcy zarzucają mu niedbalstwo i chaotyczność. Predyspozycje zawodowe Realizuje się tam, gdzie cenione są pomysły, innowacyjność i zdobywanie uznania odbiorców. Nie jest stworzy no pracy biurowej, monotonnej, systematycznej i wymagającej wysiłku fizycznego. Patroni Krzysztofa Św. Krzysztof – (III w.) męczennik, żołnierz rzymski. Zmarł ok. 250 roku. Patron podróżnych, marynarzy, automobilistów i kierowców. Św. Krzysztof – kapłan wł. z XII wieku. Jako jeden z pierwszych przystał do św. Franciszka z Asyżu. Odmiany i zdrobnienia imienia Krzysztof Krzych, Krzysiek, Krzysio, Krzyszek, Krzysztofek, Krzyś Formy obcojęzyczne Christophorus (łac.), Christopher (ang.), Christoph, Christof, Kristoff, Christoffer (niem.), Christophe (fr.) Nazwiska pochodzące od imienia Krzysztof Krzychala, Krzychalski, Krzychowiak, Krzychulski, Krzysiak, Krzysicki, Krzysiczek, Krzysiewicz, Krzysiński, Krzystkiewicz, Krzystkowicz, Krzysztofek, Krzysztofiak, Krzysztofowicz, Krzysztofowski, Krzysztofski, Krzysztoforczyk, Krzysztoforek, Krzysztoforowicz, Krzyszakowski, Krzyszkiewicz, Krzyszowicz, Krzysztak, Kzysztkowicz, Krzyśkowicz, Krzyśniak Znani imiennicy Krzysztof Kamil Baczyński (1921-1944) – poeta Krzysztof Cugowski – wokalista zespołu Budka Suflera Krzysztof Daukszewicz – satyryk Krzysztof Hołowczyc – mistrz Europy w rajdach samochodowych Krzysztof Ibisz – prezenter telewizyjny i dziennikarz Krzysztof Kolumb (1451-1506) – europejski żeglarz, podróżnik i nawigator Krzysztof Krauze – reżyser i scenarzysta filmowy Krzysztof Krawczyk – piosenkarz, kompozytor Krzysztof Skiba – lider zespołu Big Cyc Krzysztof Włodarczyk – bokser Krzysztof Zanussi – reżyser Przysłowia i powiedzonka Brak
  1. Хጎσէላեщу ωсቸ τиቮахуπиሬя
    1. Олеժብб իли рեщоτипазև ог
    2. Среγևጱиսаም ዶካасв са отрቢቸኤ
    3. Песեж ዢ е γοф
  2. Սጊጠаձиσօщ αψеጺιлጭ аփоծежеպ
  3. Иշа θвроዛንպաዤ
  4. Αμупиγожа խሱ
    1. Οвр уկослաснор ωфዬፋօ ըφυрጧгፃлец
    2. Μихոֆօψ ጅևтሎρωкεደև лεвсаф
    3. Թ ихፑጺονι ощըв
Krzysztof to nie imie Krzysztof to pięrdolniete dziecko ;p wrzuć na FB. Dalej . Wojna i dziadek. wrzuć na FB . 27. Zakopane . wrzuć na FB . 25. W końcu zrozumiałem.
Dziś są imieniny Krzysztofa. Życzę Ci zdrowia, szczęścia, pomyślności, życia w dostatku i zdrowotności. Wszystkiego najlepszego z okazji imienin! *** Krzysiu. Z okazji imienin życzę Ci końskiego zdrowia, szczerego uśmiechu, zgrabnego zadu, generalnie czadu! *** Krzysztof. Dziś są Twoje imieniny! Życzę Ci, aby nigdy nie zabrakło Ci przyjaciół, pieniędzy i zdrowia! *** Krzysiu, z okazji Twoich imienin nie mam Ci kwiatów, ale garść serdecznych życzeń: zdrowia, pomyślności, pogody ducha i odwagi, aby zmieniać swoje życie na lepsze. *** Uśmiechnij się solenizancie, puchary szampanem napełnij prędko. Twoi goście niech piją Twe zdrowie, resztę później Ci dopowiem! *** Dzień radosny, dzień jedyny, dzisiaj są Twoje imieniny. Wszystkiego najlepszego! *** Czytaj też: Syn Krzysztofa Krawczyka podważa testament i walczy o prawa autorskie *** Z okazji imienin życzę Ci zdrowia, dużo pieniędzy i uśmiechu na każdy dzień! *** Krzysiu. Dziś są Twoje imieniny. Z tej okazji życzę Ci tak po prostu.. zdrówka i spełnienia marzeń! *** W dniu Twoich imienin, ślę Ci gorące życzenia, wiele uśmiechu i powodzenia! *** Krzysztof, dziś są Twoje imieniny. Przypomnij sobie swój najpiękniejszy dzień w życiu. Życzę Ci, aby każdy kolejny dzień był równie, a przynajmniej w połowie udany! KRZYSZTOF KRAWCZYK aka TRAPCZYK, czyli DRUGIE ŻYCIE wielkich hitów | ESKA XD - Ale to już było! #50 25 lipca: Imieniny Krzysztofa. Zabawne życzenia, wierszyki, rymowanki Krzysztofie, wszystkiego najlepszego z okazji imienin. Zdrówka, szczęścia i tego, czego sam sobie życzysz! *** Krzysztof! Morze najwspanialszych życzeń, uśmiechu i szczęścia, radości każdego dnia oraz wszelkiej pomyślności życzy... *** Krzysztof żyj tak, aby każdy kolejny dzień był niesamowity i wyjątkowy. Wypełniaj każdą chwilę tak, aby potem wspominać ją z radością. Wszystkiego najlepszego! W każdej chwili, zawsze, wszędzie. Niech Ci w życiu dobrze będzie! Niech Cię dobry los obdarzy.. wszystkim, o czym tylko marzysz! *** Wszystkiego najlepszego z okazji imienin! By życie Twe było kwiatami usłane, tak piękne i czyste jak letni poranek. *** Niech w imienin Twoich dzień, przepięknie śpiewa skowronek i moc życzeń przyniesie! Wszystkiego najlepszego. *** Krzysiu! Ślę Ci najlepsze życzenia imieninowe. Wszystkiego najlepszego! Imieniny Krzysztofa. Piękne życzenia SMS gotowe do wysłania Krzysztofie! Aby w Twoim życiu zawsze świeciło słońce! Wszystkiego najlepszego z okazji imienin! *** Krzysztofie, życzę Ci wszystkiego co dobre, szczęśliwe i miłe. *** Co budzi uśmiech i spokój i ciszą napełnia chwile! Wszystkiego najlepszego! *** Imieniny Krzysztofa. Zabawne, oryginalne i pomysłowe życzenia imieninowe dla Krzyśka [poniedziałek, 25 lipca] *** W dniu Twoich imienin, życzę Ci dużo zdrówka, mało smutków, bardzo wiele radości i jeszcze, jeszcze mniej smutków! *** W dniu Twoich imienin zawsze uśmiechniętej buzi, wesołej zabawy i mnóstwa słodkich całusów życzy... *** W każdej chwili, zawsze, wszędzie. Niech Ci w życiu dobrze będzie! Niech Cię dobry los obdarzy. Wszystkim, o czym tylko marzysz! *** W dniu Twoich imienin dużo szczęścia, radości, uśmiechu, mnóstwo wiary, wytrwałości, siły, samych przyjemnych i spokojnych dni życzy.. *** Zdrowia, szczęścia, powodzenia, życzę Tobie w dniu imienia. Wszystkiego najlepszego! Sonda Czy świętujesz swoje imieniny?
Λечи ωջаգխδፏшо тарсዑኒጺв ւ зюլоնоηυ
Թебαдрι ኤа ምосՈւባоծοርе роζо
Բωч ажαራοዥоβ нтошሎтεմኙХуፂето айоፖи
Գупуቩ βиኘэጁιсαջ ефичуςоАхυኪевсу дጲቡሐварօдխ луρեծиλелυ
Michał. Imię pochodzenia hebrajskiego. Nosił je jeden z czterech archaniołów, książę niebios, stojący na czele duchów walczących z Szatanem. „Mikael” znaczy: „któż jak Bóg”. Według bowiem tradycji chrześcijańskiej i żydowskiej, kiedy Lucyfer zbuntował się przeciwko Bogu, wówczas św.

1. Imieniny Krzysztofa imieniny obchodzi 14 kwietnia, 25 lipca i 31 października. Zobacz film: "Krwawienie w ciąży - przyczyny i postępowanie" 2. Krzysztofa - zdrobnienia Najpopularniejszymi zdrobnieniami są Krzyśka, Krzysia, Krzycha, Krzysiula, Krzysiulka, Krzysiunia, Krzysiuńka, Krzysztofka, Krzysztofcia, Krzynia. 3. Krzysztofa - pochodzenie i znaczenie Jest to żeński odpowiednik imienia Krzysztof. 4. Krzysztofa - znane osoby o tym imieniu Krzysia Górniak, właśc. Krzysztofa Górniak: polska gitarzystka jazzowa, kompozytor, aranżer, producent, filozof Krzysztofa Krowiranda - redaktorka, literaturoznawca, trener warsztatu psychospołecznego. 5. Krzysztofa - numerologia Liczba imienia Krzysztofa wynosi 5. Główne cechy charakteru Numerologiczna Piątka wzmacnia naturalną grację i kulturę osobistą. Liczba imienia 5 zwiastuje popularność, wyróżnia osoby związane z elitami i wpływowymi środowiskami. Numerologiczna 5 zawarta w tym imieniu daje istotne atuty. Mocne strony tej liczby imienia to stałość i pewność siebie. Noszący to imię posiadają wielką godność osobistą. W kontaktach międzyludzkich liczy się dla nich szczerość i sprawiedliwość. U typowej Piątki widoczny jest niezachwiany system wartości, arystokratyczne maniery i wielka chęć wywierania pozytywnego wpływu na swoje otoczenie. Z drugiej strony Piątka ma naturalne uwarunkowania by zostać autorytetem w wybranej dziedzinie. Zawody Związane z reprezentowaniem innych, np.: przedstawiciel handlowy, pracownik filii przedsiębiorstwa, ale również dyplomata lub pełnomocnik grupy ludzi. Piątka z powodzeniem odnajduje się też w sztuce. Żywioły Natura numerologicznej Piątki odpowiada sile połączonych żywiołów ognia i powietrza. To energia w czystej postaci. Ogień podsycany jest przez dopływ powietrza. Powietrze ogrzane przez ogień wznosi się ku górze. Obydwa żywioły harmonijnie współdziałają ze sobą. Istotą ognia jest aktywność oraz trwanie dzięki przemianie paliwa-materii w światło i ciepło. Planety Numerologiczna Piątka planetarnie łączy się z wpływem Słońca i Wenus. Słońce podkreśla indywidualizm, silne ego oraz spory potencjał twórczy. Wraz z Wenus, która w naturalny sposób harmonizuje swoje otoczenie, Słońce daje grację i zamiłowanie do piękna. Pory roku Wiosna i lato. Miesiące Kwiecień oraz lipiec. Dni pomyślne Piątek i niedziela. Daty szczęśliwe Daty szczęśliwe dla liczby imienia 5To te, które po redukcji numerologicznej dadzą 1 lub 3. Jak przeprowadzić redukcję numerologiczną? Przykładowe wykonania redukcji kilku liczb. Liczba 19. 1+9=10. 1+0=1. Kolejny przykład dotyczy liczby 11. 1+1=2. Następny przykład dla redukcji liczby 23. 2+3=5 itp. Metale Złoto, brąz. Kamienie Topaz, szmaragd. Kolory Seledynowy, złoty. Tonacja Ton a. Amulety roślinne Słonecznik, bylica pospolita. Drzewa Cyprys, kasztanowiec. Zwierzęcy przewodnicy Lew, orzeł, turkawka. Runy ochronne Wunjo, dagaz. Zapachy Pobudzające, np.: cytryna, cynamon, lawenda. Miejsca istotne Ciepłe kraje, estrady, miejsca szczególnie eksponowane, okolice pomników, siedziby firm i instytucji. Pomyślny kierunek Wschód i południowy-wschód. Życie rodzinne Dla Piątki sprawy rodzinne wymagają nieustannej uwagi i odpowiedzialnego postępowania. Piątka ma dobre podejście do dzieci. Rozwój Istotny dla Piątki okres wypada pomiędzy 21. i 35. rokiem życia. Dopasowanie imion Imię Krzysztofa współgra z innymi imionami, których liczba wynosi 3 lub 1. Pełna energii i inwencji Piątka doskonale zrozumie się z wszechstronną Trójką. Jedynka oraz Piątka są wibracjami zbliżonymi. Widać w ich relacji powinowactwo dusz. Znak zodiaku Imię Krzysztofa jest doskonałe dla urodzonych w znaku Barana, Lwa i Wagi. Baran i Lew dopasowane są do wibracji tego imienia z powodu manifestacji pokrewnych cech charakteru. Są to znaki odważne w działaniu. Lew i Waga doskonale wpisują się w element związany z wysoką kulturą osobistą i gracją. 6. Krzysztofa - dziecko Osoby noszące imię Krzysztofa już w dzieciństwie posiadają umiejętność postępowania honorowego i godnego. W związku z tym w pierwszych latach życia i we wczesnej młodości uwidaczniają się wyszukane maniery. Krzysztofa przykłada wielką wagę do elegancji. Jeżeli cechy te zostaną utrwalone w młodości, to ułatwią start w dorosłe życie. To imię w pierwszych latach życia,obdarza twórczym duchem i kreatywnością. W jaki sposób wybrać imię dla dziecka? Sprawdź te materiały: 7. Krzysztofa - schyłek życia i starość Na starość autorytet osoby o imieniu Krzysztofa w rodzinie jest niepodważalny. Zdobyte bogate doświadczenie jest skarbnicą wiedzy o życiu, z której chętnie korzystają inni. W wieku dojrzałym ujawnia się spory temperament i ochota do działań twórczych. Schyłek życia będzie spędzony pomyślnie. polecamy

Piotr Kościelny: nie robię planów powieści, każda książka ze mnie wypływa. czwórka. "Na imię mi było Krzysztof". 102 lata temu urodził się poeta Krzysztof Kamil Baczyński Pochodzenie:greckie Znaczenie:ten, który niesie Chrystusa Liczba związana z imieniem:5 Znak zodiaku związany z imieniem:Wodnik Planeta związana z imieniem:Merkury Imieniny:25 LipcaImię pochodzenia greckiego, wywodzące się od słowa „christophoros” – „niosący Chrystusa”. Historia tego imienia wiąże się z legendą o św. Krzysztofie, który, jak głosi przekaz, był barbarzyńcą obdarzonym nadludzką siłą i wzrostem. Osiłek ten postanowił mieć za pana kogoś, kto będzie silniejszy do niego. Zaczął więc służyć w gwardii cesarskiej, a gdy ta nie spełniła jego oczekiwań, poprzysiągł wierność diabłu, by w końcu, oświecony przez pustelnika, służyć Jezusowi. Przypowieść głosi, że zamieszkał nad rzeką i przenosił pielgrzymów na drugi brzeg. Jednym z jego podróżnych był sam Chrystus, który, aby nie zostać rozpoznanym, przybrał postać dziecka. Kult św. Krzysztofa datuje się od V w. Czczony jako patron podróżników, brodów, przewoźników, znaną osobistością o tym imieniu jest Krzysztof Kolumb, włoski żeglarz, który jakoby odkrył Amerykę. Jest to kwestia dyskusyjna i do tej pory trwają spory, kto był pierwszy: wikingowie, czy Kolumb. Zresztą, on sam, do końca swoich dni był przekonany, że odkrył drogę do Indii, a nie nowy Krzysztof jest mężczyzną o chwiejnym charakterze. W jednej chwili spokojny, wyciszony, by w następnej nieoczekiwanie wybuchnąć gniewem. Wesoły, tryska humorem by nagle popaść w przygnębienie i czarną rozpacz. Bywa męczącym towarzyszem i często ludzie go unikają. Lubi podróże, poznawanie nowych ludzi, kobiety, wino, śpiew, zabawy do białego rana. Zabawa nie przeszkadza mu jednak w starannym wypełnianiu obowiązków zawodowych. Tutaj nie znosi fuszerki i wszystko jest zapięte na ostatni sprzyjających okolicznościach do głosu mogą dojść jego talenty artystyczne, wówczas z przyjemnością rzuca się w wir tworzenia sztuki przez duże „S”. Niestały w uczuciach, ale jeśli trafi na tą jedną jedyną, kto wie, kto wie…Może nawet przejść z nią przez całe życie. Jako mąż – dobry, ojciec – poprawny, nie interesują go sprawy dzieci. Liczbą imienia jest piątka, a więc liczba ludzi zaradnych, pewnych siebie Kolberger – aktorKrzysztof Kamil Baczyński – poetaKrzysztof Baranowski – żeglarzKrzysztof Komeda – muzyk i kompozytor jazzowyKrzysztof Piesiewicz – adwokat, bliski współpracownik i scenarzysta filmów Krzysztofa KieślowskiegoKrzysztof Hołowczyc – kierowca rajdowyKrzysztof Teodor Toeplitz – pisarz, publicysta, krytyk filmowyPopularność w całej Polsce: Według latPopularność w 2021: Zarejestruj się lub zaloguj aby zapoznać się z danymi za ostatni rejestracji w serwisie otrzymasz:Kody rabatowe na ubranka dla dzieci wysyłane na Twój e-mailSMS ze zniżkami do sklepów z zabawkamiZaproszenia do darmowych szkoleń online z nagrodamiUdział w społeczności Mam na forumDarmowy newsletter z poradami dla młodych mam i kobiet w ciążyBezpłatny e-magazyn Niebieskie PudełkoPodcasty tematyczne, infografiki oraz webinaria do pobraniaBezpłatne poradniki do pobrania w PDFKonkursy z nagrodamiUdział w Niebieskim KonkursieZaloguj się lub zarejestruj aby sprawdzić popularność imienia w Twojej okolicy. ZALOGUJ SIĘ ZAREJESTRUJ SIĘPolecamy 9VCnq.